[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyraz w oczach Lewisa. Lecz czar natychmiast prysł, więc szybko zbiegła do
holu.
- Dziękuję za miły komplement - zaszczebiotała, usiłując nadać głosowi
beztroskie brzmienie, choć coś dławiło ją w gardle. - Kupiłam tę sukienkę
właśnie dzisiaj, i to w sklepie z używanymi ciuszkami. Trudno uwierzyć,
prawda? Jest z lat siedemdziesiÄ…tych, w sam raz na tÄ™ sobotniÄ… zabawÄ™ w klubie.
- Urwała, świadoma faktu, że zaczyna paplać. - Jak poszła operacja? - spytała,
aby zmienić temat.
- W porządku. - Wzruszył ramionami. - Dzieci śpią?
- Oczywiście. Napijesz się czegoś ciepłego?
- Tak, zaraz sobie coÅ› wezmÄ™.
- Nie, ja ci przygotuję. Wyglądasz na zmęczonego.
- Jestem wykończony - przyznał, wchodząc za nią do kuchni.
- To zrozumiałe. - Wlała do garnka mleko. - Ostatnia doba dała ci się we
znaki. - Wyjęła z szafki dwa kubki i otworzyła puszkę z czekoladą w proszku. -
Ja zajmę się Jamiem, jeśli dzisiaj będzie marudził. - Lewis uniósł brwi, toteż
dodała: - Zostawię uchylone drzwi sypialni, więc go usłyszę. A ty zamknij
swoje, żebyś się nie zbudził.
- Kuszące. Chyba się zgodzę - oświadczył, przyglądając się, jak napełnia
kubki ciepłym mlekiem.
- Powinieneś. Nie jesteś nadczłowiekiem, a rano idziesz do bardzo
odpowiedzialnej pracy.
- Twoja też taka jest - odparł, biorąc od niej kubek.
- Dlatego proponuję, żebyśmy w nocy niańczyli Jamiego na zmianę. To
ułatwi nam życie.
- 59 -
S
R
- Zgoda, wygrałaś. - Po raz kolejny oszołomiło ją ciepło jego uśmiechu. I
jeszcze coś innego: ten szczególny błysk, który znów pojawił się w jego oczach.
Lecz nie zdążyła się nad tym zastanowić, ponieważ Lewis dodał: - Ta sukienka
rzeczywiście jest śliczna.
- Miałam szczęście, że udało mi się ją kupić - powiedziała, nagle
zakłopotana. Odwróciła się i wzięła swój kubek. - W tym sklepie już nie było z
czego wybierać.
- Cieszysz się, że idziesz? - spytał nieoczekiwanie.
- Na tÄ™ zabawÄ™? Chyba tak.
- Umówiłaś się z Marcusem Jacobsem? - zapytał obojętnym tonem, lecz
Jo wyczuła jakby nutkę niechęci, której nigdy przedtem w głosie Lewisa nie
słyszała.
- Tak... Dlaczego pytasz?
- Och, bez powodu. - Wypił łyk czekolady. - Tyle że...
- %7Å‚e co?
- Właściwie nic. Naprawdę.
- Przecież powiedziałeś  Tyle że..." i raptownie urwałeś. O co chodzi?
- Cóż, Marcus Jacobs nie ma najlepszej opinii.
- Potrafię o siebie zadbać - odparła.
- Nie wątpię. Po prostu nie chciałbym, żeby cię zraniono.
- Nie musisz się o to martwić - prychnęła niemal kpiąco. - Nie ma mowy,
żeby znów mnie to spotkało... - Nie dokończyła, zła na siebie, że w porę nie
ugryzła się w język. Szybko zerknęła na Lewisa. Niestety, usłyszał jej słowa.
- To znaczy, że już przeżyłaś coś takiego? - spytał cicho.
Skinęła głową.
- Niedawno?
- Tak. Dlatego przeprowadziłam się do Queensbury.
- Rozumiem. Nowy poczÄ…tek i tak dalej?
- 60 -
S
R
- Coś w tym stylu. - Z trudem przełknęła ślinę. Wspomnienia nadal były
bolesne.
- To było coś poważnego, prawda?
- Sądziłam, że tak. Ale Simon, bo tak miał na imię, potraktował nasz
związek inaczej niż ja. Przekonałam się o tym w przykry sposób.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie, chyba nie. ZresztÄ…, sama nie wiem...
- Czasem warto się komuś zwierzyć. To pomaga. Spojrzała na niego i
stwierdziła, że on uważnie ją obserwuje. Umknęła spojrzeniem w bok.
- Mówisz, jakbyś wiedział, jak to jest.
- Może wiem.
- Czyżbyś ty chciał się zwierzyć? - spytała niewiele myśląc i zaraz zaczęła
się zastanawiać, kto w przeszłości zranił Lewisa.
- Mój romans to dawne dzieje. Czas stopniowo wyleczył rany. Ale ty
chyba wciąż cierpisz.
- Simon był lekarzem - rzekła po chwili milczenia. - Odbywał właśnie
praktykę w szpitalu, w którym pracowałam, w Berkshire. Zakochałam się po
uszy i sądziłam, że z wzajemnością. Spotykaliśmy się ze sobą przez pół roku.
Kiedyś pojechałam na weekend do rodziców. Wróciłam dzień wcześniej, niż
planowałam, i poszłam do Simona. Chciałam mu zrobić miłą niespodziankę.
Zastałam go w łóżku ze szpitalną telefonistką.
- Przykro mi - mruknÄ…Å‚ Lewis.
- A wiesz, co okazało się najgorsze? - Poczuła pod powiekami łzy. - On
sądził, że możemy kontynuować nasz związek, jak gdyby nic się nie stało, jak
gdyby jego zdrada nie miała żadnego znaczenia. Powiedział mi, że ta dziewczy-
na nie liczy się w jego życiu. Nic nie zrozumiał, kiedy mu powiedziałam, że
jeśli to prawda, to widocznie ja także się nie liczę.
- To boli, prawda? - Patrzył na nią ze współczuciem.
- 61 -
S
R
- Tak. - Wierzchem dłoni otarła z policzka łzy. - Ciebie też spotkało coś
takiego? - Zauważyła, że na jego twarzy leciutko zadrgał mięsień.
- Mam podobne doświadczenia - przyznał z wahaniem. - Z tą tylko
różnicą, że już byliśmy zaręczeni, a ona zdradzała mnie z moim najlepszym
przyjacielem.
- Boże, to nawet gorsze - jęknęła.
- Cóż, od tego czasu minęły lata. - Lewis wzruszył ramionami. - Ale
pozostała mi ostrożność, ponieważ nie chciałbym przeżyć czegoś takiego
jeszcze raz.
- Ja też nie. Dlatego nie zamierzam ryzykować.
- Chyba już pójdę spać. - Dopił czekoladę i wstał. - Dzięki.
- Dobranoc, Lewis.
- Dobranoc, Jo.
Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Nie tylko dlatego, że nadsłuchiwała,
czy Jamie nie kwili. Myślała także o Lewisie i o tym, co dzisiaj ujawnił na temat
swego życia prywatnego. Ta garść szczegółów sprawiła, że stał się bardziej
prawdziwy i bliższy. Ciekawe, jaka była ta jego narzeczona i jakie kobiety mu
się podobają. Powiedział, że wygląda cudownie w zielonej sukience. Czyżby
lubił blondynki drobnej budowy? A może tylko ten strój przypadł mu do gustu?
Próbował ją ostrzec, napomykając o Marcusie. Niewątpliwie znał go od
dawna.
Uśmiechnęła się do siebie w ciemności. Wiedziała, że nie dopuści do
tego, aby historia się powtórzyła. Potrafiła o siebie zadbać, lecz była też
wdzięczna Lewisowi za jego troskliwość.
Z tą myślą odpłynęła w sen. A rano obudził ją nie płacz Jamiego, lecz
słodki trel drozda śpiewającego na krzaku bzu pod oknem jej sypialni.
W ramach poznawania różnych aspektów pracy na chirurgii tego dnia Jo
dyżurowała w przyszpitalnej przychodni pod czujnym okiem pielęgniarki Janet
Luscombe.
- 62 -
S
R
Janet była osobą energiczną i nie traciła czasu na pogaduszki. Teraz z
satysfakcją spojrzała na salkę z dwoma rzędami starannie zasłanych łóżek i
sprawdziła listę pacjentów.
- Jo, bądz uprzejma wezwać z poczekalni pierwsze dwie osoby. Jest to
Brenda Marshall na zabieg wycięcia guzka w piersi i Gwen Holt na usunięcie
żylaków.
Personel przychodni nosił inne stroje niż pielęgniarki na oddziale
operacyjnym, Jo miała więc teraz na sobie sukienkę w biało-niebieską kratkę,
czarne rajstopy i pantofle na płaskim obcasie.
W poczekalni panował tłok. Na widok Jo ludzie podnieśli głowy, z uwagą
słuchając wyczytywanych nazwisk.
Brenda Marshall okazała się smukłą szatynką w eleganckim, beżowym
kostiumie, natomiast Gwen Holt była tęgą panią, której towarzyszyły dwie inne,
równie  puszyste" kobiety objuczone niezliczonymi plastykowymi torbami z za-
kupami, stojące obok wózków z małymi dziećmi.
- Ja też mam iść, kochaniutka? - Gwen Holt podniosła się z trudem.
- Tak, bardzo proszÄ™.
- Cóż, chyba lepiej mieć to z głowy - oświadczyła Gwen. - Do
zobaczenia, dziewczęta. Nie zapomnijcie po mnie przyjechać. Bywajcie,
cukiereczki. - Głośno cmoknęła dzieci w policzki i poszła za Jo. - O której
będzie zabieg?
- Wkrótce - odparła Jo. - Są panie na początku listy.
- Denerwujesz się, kochaniutka? - Gwen spojrzała na milczącą Brendę
Marshall.
- Przecież nie przyszłyśmy na piknik, prawda? - wycedziła młodsza
kobieta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl