[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przypomniała sobie gorącą, parną letnią noc. Pełnię księżyca. Dotyk jego dłoni na
jej nagich ramionach. Swoje gorączkowe pragnienie, by ją pocałował. Uczucie ulgi i
triumfu, gdy wreszcie to zrobił. Zapadanie się w jego mocne ramiona - nareszcie...
Otworzyła gwałtownie oczy i odsunęła się od niego, łapiąc oddech.
- Przypomniałam sobie coś!
- Co dokładnie? - zapytał.
Jego głos brzmiał nienaturalnie, ale podekscytowana Eve nie zastanawiała się, dla-
czego. Obdarzyła go radosnym uśmiechem, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Nasz pierwszy pocałunek. Tu, na tym moście - tak, jak powiedziałeś! Och,
Talos... Odzyskuję pamięć. Wszystko będzie dobrze!
R
L
T
Rzuciła mu się na szyję i objęła go mocno, pełna wdzięczności i ulgi. Przytuliła
twarz do jego piersi i zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Serce biło jej coraz szyb-
ciej.
- Eve, moja piękna Eve - wyszeptał, głaszcząc ją po policzku. - Wyjdz za mnie.
Zostań moją żoną.
Otworzyła usta, by odpowiedzieć  tak". Ale w ostatniej chwili pokręciła głową.
- Zasługujesz na więcej. Zasługujesz na żonę, która pamięta wszystko.
Na jego ustach zagościł cień ironicznego uśmiechu.
- Nie martw się. Dostanę to, na co zasługuję - zamilkł na chwilę. - Gdy zostaniesz
moją żoną, dniami i nocami będę pomagał ci przypomnieć sobie całą przeszłość.
Przysięgam.
- Byłoby egoizmem z mojej strony, gdybym się zgodziła.
- Byłoby egoizmem nie zgodzić się - odparował. - Wyjdz za mnie. Dla dziecka. I
dla mnie.
Westchnęła. Nie mogła dłużej walczyć. Niczego nie pragnęła bardziej niż tego, by
ją kochał, dbał o nią i ich dziecko.
- Wyjdz za mnie - wyszeptał, obsypując jej twarz deszczem pocałunków. Nie była
w stanie jasno myśleć. Talos przytulał ją tak czule, tak delikatnie. - Jak najszybciej.
Uniosła ku niemu pełne łez oczy. Ujrzała poświatę nad jego głową i stado mew na
tle szarego nieba.
Zanim ich usta zetknęły się, zdążyła jedynie pomyśleć, że nie pamięta, by go ko-
chała. Ale może to się nie liczyło.
Może uda jej się... po prostu zakochać się w nim na nowo.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Pocałunek z Eve był jak upadek w otchłań piekła.
Był to ogień - czysty ogień kursujący w jego żyłach. Talos przesunął dłoń na tył jej
głowy, oplatając palce jej lśniącymi włosami. Pocałował ją jeszcze mocniej, bardziej
namiętnie.
Od trzech miesięcy nienawidził jej. A jednocześnie pragnął jej. Czy to dlatego ten
pocałunek obezwładniał jego zmysły silniej niż kiedykolwiek?
Nie, nie chodziło wyłącznie o pożądanie. Chodziło o Eve. Ich pocałunek był inny
niż wszystkie, bo ona się zmieniła.
Spojrzał na nią. Wciąż miała zamknięte oczy, a na jej ustach gościł błogi uśmiech.
W nowych ubraniach i fryzurze wydała mu się subtelna, naturalna i prostolinijna.
Takiej Eve, jaką pamiętał, za nic w świecie nie można byłoby określić w ten spo-
sób.
Nie otwierając oczu, przysunęła się do niego, delikatnie zwilżając usta. Niemal
jęknął z podniecenia. Pragnął zabrać ją do łóżka - natychmiast. Już miał wziąć ją na ręce
i zanieść prosto do hotelu, gdy nagle oprzytomniał.
Nie!
Nie mógł zapominać, z kim tak naprawdę miał do czynienia. Dobra, niewinna
dziewczyna, którą miał przed sobą, była jedynie złudzeniem. Prawdziwa Eve Craig była
pusta, egoistyczna, kłamliwa. Oddała mu dziewictwo tylko po to, by go zdradzić. Nie
mógł pozwolić, by odniosła nad nim zwycięstwo.
Tym razem to on wygra.
- Wyjdz za mnie - poprosił, z trudem powstrzymując się od tego, by znów ją poca-
łować. - Teraz.
- Dobrze - wyszeptała. - Dobrze.
- Jeszcze dzisiaj.
- Wyjdę za ciebie dzisiaj - wyszeptała, patrząc na niego z uśmiechem autentyczne-
go szczęścia.
R
L
T
- Talos? Talos się żeni? - odezwał się jakiś mężczyzna za ich plecami. - Nie wierzę
własnym uszom!
Gdy Talos obrócił się, zupełnie zdezorientowany, ujrzał szeroki uśmiech starego
przyjaciela. Ale przecież Roark Navarre dzielił swój czas między Toskanię i Nowy Jork.
Co u licha robił w Wenecji?
- Roark - powiedział. - Skąd się tu wziąłeś?
- Nigdy nie sądziłem, że dożyję tego dnia - stwierdził kpiąco Roark. - Zawsze za-
rzekałeś się, że nigdy się nie ożenisz. Tak mnie zgromiłeś, gdy poślubiłem Lię. Jakoż
polegli mocarze! - śmiejąc się, zrobił krok naprzód. - Nie mogę się doczekać, aż poznam
kobietę, która...
Eve nieśmiało spojrzała na niego, a uśmiech Roarka natychmiast wyblakł. Zatrzy-
mał się gwałtownie i otworzył szeroko oczy.
Eve ponownie wtuliła się w ramiona Talosa. Oblała się rumieńcem, patrząc na Ro-
arka z wyrazem błogości na twarzy. Ten natychmiast spojrzał na przyjaciela pytająco.
- To jakiś żart?
Eve zmarszczyła brwi.
- Jak to - żart?
- Roark po prostu nie może uwierzyć, że taka kobieta jak ty zadowoliłaby się mał-
żeństwem z kimś takim jak ja - wyjaśnił Talos, patrząc porozumiewawczo na Roarka
ponad jej ramieniem. - Nieprawdaż?
Roark natychmiast zrozumiał.
- Tak. Właśnie o to mi chodziło.
- Nie nazwałabym tego zadowalaniem się - powiedziała Eve. - Czy my się znamy?
Roark zmarszczył brwi i zamrugał oczami, jak gdyby nagle cały świat stanął na
głowie.
- Spotkaliśmy się kilka razy. Głównie na przyjęciach. Kiedyś organizowała pani
akcję charytatywną z moją żoną.
- Aha - Eve wyciągnęła do niego dłoń z życzliwym, przepraszającym uśmiechem. -
Proszę mi wybaczyć. Mam ostatnio kłopoty z pamięcią. Jak się pan nazywa?
- Roark Navarre. Moja żona ma na imię Lia.
R
L
T
- Bardzo miło mi pana poznać. Czy pańska żona też tu jest?
- Nie. Została w domu w Toskanii z naszymi dziećmi. Przyjechałem do Wenecji,
by kupić jej prezent. Dziś jest trzecia rocznica naszego ślubu.
- Jakie to romantyczne!
Roark odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Na pewno nie tak bardzo, jak wy dwoje. NaprawdÄ™ zamierzacie siÄ™ dzisiaj po-
brać?
- Tak - powiedziała nieśmiało, zerkając na Talosa.
Talos nie dziwił się, że Roark jest w szoku. Jego przyjaciel jako jeden z niewielu
znał całą historię o tym, jak Eve wykradła dokumenty z sejfu i dała je jego amerykań-
skiemu rywalowi, który natychmiast przekazał je prasie wraz z mnóstwem wrednych in-
synuacji. Roark pewnie zachodził w głowę, dlaczego Talos oświadczył się Eve zamiast
rozszarpać ją na strzępy.
Roark był dość małomówny - Talos zaprzyjaznił się z nim w czasie obopólnie ko-
rzystnych interesów w Nowym Jorku i sporadycznych meczów koszykarskich nowojor-
skiego zespołu Knicks, a nie dzięki długim rozmowom - ale w każdej chwili mógł wypa-
lić coś, co zdradziłoby jego zdumienie. A gdyby Eve zrozumiała, że ich przeszłość wcale
nie była tak różowa, jak przedstawiał ją Talos, z pewnością nie zgodziłaby się za niego
wyjść. Zwłaszcza że wróciło jej już pierwsze wspomnienie. Zegar już tykał.
- Tak, dziś się pobieramy - potwierdził. - Ale to nie ostatnia dobra wiadomość.
Będziemy mieli dziecko.
- Aha - powiedział Roark, po czym powtórzył z naciskiem: - Aha.
Odchrząknął i uśmiechnął się nieoczekiwanie, jak gdyby wreszcie dopasował do
siebie wszystkie elementy układanki. Talos stwierdził, że to idealny moment, by się po-
żegnać.
- W takim razie będziemy już iść...
- Iść? - Roark pokręcił głową i serdecznie poklepał Talosa w ramię. - Nie ma mo- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl