[ Pobierz całość w formacie PDF ]

generałem Morawskim. Nudny oprócz tego życiorys gen. Chrzanowskiego * etc. Z
jakąż radością witałem dzwięk zegam, śpiewający mi, że to już dziesiąta, że
można uciekać do domu, że tam ktoś nie śpi, czeka. Co za rozkosz, co za radość 
wchodzę do pokoju: matka śpi, na moim fotelu obok książek... czeka. Przenosimy
się na sofę pod okno i cichym szeptem gadamy, całujemy troszkę głośniej niż
szeptem  aż wypędzą nas spać o 1.
Umowa stanęła. Dla większej legalności zanotujemy ją w języku
parlamentarno-średniowiecznym:
Tres annos post sub iureiurando polliceo in potestatem se dedere Stephano 
in imam diem. * . Ja ze swej strony poświęcam się w ciągu lat trzech na los
Mieszka II. *
Dziś na francuskim odprowadziłem Ją do Kłodnickich, którzy mieszkają obecnie w
domu Kisielewskiego. A więc po tych kamieniach, sterczących nad tundrami, które
znam tak wybornie, wiodłem jak Wergili Dantego  moją Beatry-czę *. W przeciągu
roku chodziłem tamtędy co dzień z myślą o niej, tysiące razy szedłem tamtędy z
dużymi na oczach łzami, z ścieśnionym sercem... i czy pomyślałem kiedykolwiek,
bym szedł kiedykolwiek tamtędy z nią... Doprawdy jest to senne i upajające. To
remuneracja * bólów i tęsknot,
20»
308
DZIENNIKI, TOMIK VI
myśli wiecznych, jakie o niej śniąc błąkały się między tymi brudnymi chatynami
przedmieścia. W niedoli dużej i w dużej radości miga przed oczyma moimi postać 
fatum. Ono to narysowało na tym tle ciemnym i smutnym białą, rażąco białą smugę.
Cudowne oczy jej znaczą wesołe szlaki po tych samych przedmiotach, na które ja
tyle razy patrzałem z boleścią. Sny moje dumne się spełniły i nagrodzony jestem
bardzo sowicie za cierpienia za Nią czyste. Wszystko odkupione. Przechodziła
koło okna pokoiku, który ja zajmowałem niegdyś... Dziwna dla mnie rzeczy
logika... Po lekcjach pójdę po nią.
Wyszedłszy po piątej lekcji poszedłem po Nią. Spotkaliśmy się na ulicy Dużej.
13 X (wtorek). '. ' \ Lekcja literatury rosyjskiej (Kostecki).
IlepBOe 3HaH6HHe CJIOBa pOMaHTMHeCKMM   MM66T CMblCJI
npMJiaraTejibHoro npMTaacaTejibHoro, oTHocameroca K MSEBCTHAIM poMancKMM
luieMenaM. Bo-BTOpbix: ppa. aBji.eHM.-i - - xpMCTKan-
CTBO M pblljapCTBO   OTJIMHaKmrHe MX OT MMpn 3p6BHHX. Xpn-CTMaHCTBO BB6JIO
pa3flBO6HMe T6JI3 M Ayxa M ÓOpb6y MX. 3T3
6opb6a nopaJKAaeT pasonapoBairoe M rpycTb, HTO M cocrasjiacT
OTJIMHMTejIbHyK) HepTy XpMCTMaHCKOM n033MM. PbmapCTBO CBO-MMM nOHHTMaMM O
HCCHU^HHe, H6CTM. B 3TOM 3HaHeHMM pOMaH-TMieCKMM   SHaHMT OTJIMHMTejIbHblił OT
aHTMHHOIO.
3-be SHa^enne cjiosa poMaHTMHecKMM HannHaeTca c 6paTbeB UIjierejieM M TiiK-a,
KOTOpbie o6paTMJiMCb K cpeAHMM
M TaM HaUIJIM pejIMrMOSHOCTb. (KpOBOnpOJIMTMe,
npMTBopCTBo.) STO BJieneHMe nasafl B rpySyio cdpepy npasa  peTporpaflno.
[B] 4-bIX. POMaHTMHeCKMił B6A6T CB06 HanajIO OT F6T3 M IIlMJI-
jiepa. OHM TO CTajiM snaKOMMTbca c HCMSHMKJ BOCTOKH M
KIELCI;, 188-5
309
K HenocpeflCTseHHOMy anaKOMCTBy, K napo^HOM jraTepaType. OHM TO cTajiw
snaKOMUTtcH c cospeMeKHoił JKHSHHIO. STO 3Ha-neHJie caMoe Jiynmee. STO npoTecr
npoTMB CKoiwy. *
Jeszcze o dniu wczorajszym. Po południu, między 4 a 5 godziną odbywszy u
Zahorowskiego korepetycją, poszedłem na miasto i najniespodziewaniej spotkałem
Helenę i matkę. Poszliśmy do ogrodu. Było już zupełnie ciemno. Z powrotem matka
z Józia poszły naprzód. Szliśmy pod rękę sami.
Wieczorem znów panie moje poszły do Kłodnickich. Odprowadziłem je. Doznaję
dziwnie naiwnego, dziecinnego zadowolenia, rozkoszy i rzewności, kiedy pod tymi
drzewami przechodzę z nią razem. Nieraz z płonącymi skroniami stawałem tam nocą,
słuchałem szumu konarów, ile nocy zimowych długich przeinaczyłem tam o niej w
roku przeszłym między Bożym Narodzeniem i Wielkanocą... To wszystko, zda mi się,
ona widzi chodząc po tych miejscach. Nie umiem wytłomaczyć tego uczucia radości.
Jest to antropomorfoza Heleny, bo chodząc tamtędy -nie umiałem o niej myśleć
inaczej, jak o bóstwie. Ale... gdy ona pojedzie  nie pójdę tam nigdy, bo
zobaczyłbym znowu ten mrok bezbrzeżny, jaki miejsca te dotąd otaczał. Płakałbym
nad każdym kamieniem, po którym stąpnęła święta jej stopa.
Helena tam, na tundrach  to radość dziecka, co dużo cierpiało...
O godzinie 10, nie dokończywszy ćwiczenia, jakie pisałem dla Dyzia, poleciałem
po nie. Pędziłem jak szalony, bo kazała przyjść wcześniej... Spotkałem je, gdy
już wyszły. Helena nie mówiła nic do mnie. Nie wiedziałem czemu. Zbliżam się
więc i pytam, co jej jest. Nie patrząc na mnie, odpowiedziała coś niewyraznie i
poszła dalej. Kto kiedykol-
310
DZIENNIKI, TOMIK VI
wiek kochał i komu zdawało się, że jest kochany, ten zrozumie tego rodzaju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl