[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nej egzekucji, łączącej piękne z pożytecznym, musiał spotkać się z ogólną aprobatą.
Idąc śladami ojca, Agryppa II corocznie wydawał igrzyska w berytyjskim teatrze, a przy
tej sposobności rozdawał wśród tamtejszej ludności zboże i oliwę wartości kilkudziesięciu
tysięcy drachm. Oczywiście wywoływało to szczere oburzenie poddanych króla; miasto le-
żało poza granicami jego władztwa, uważali więc nie bez racji, że to ich kosztem karmi się
obcych.
6
E. M. Smallwood, Documents ilustrating the Principates of Gaius, Claudius and Nero, Cambridge 1967, nr
212 b.
32
W samej Jerozolimie król rozbudował dawny pałac Hasmonejczyków w Górnym Mieście,
obecnie służący mu za rezydencję; znacznie bowiem okazalszy i nowocześniejszy pałac He-
roda zajmowali, jak się już rzekło, rzymscy prokuratorzy. Tymczasem dobiegły kresu prace
przy powiększaniu i upiększaniu świątyni, rozpoczęte jeszcze za Heroda Wielkiego. Wywo-
łało to powszechny niepokój w mieście, ponieważ roboty te dawały zatrudnienie wielu tysią-
com rzemieślników, zwłaszcza kamieniarzom; było ich w Jerozolimie ponoć osiemnaście
tysięcy; liczba to niewątpliwie przesadzona, nawet gdyby przyjąć, że obejmowała również
rodziny pracujących, z pewnością jednak kamieniarska rzesza stanowiła prawdziwą armię. A
trzeba pamiętać, że przy budowie Przybytku warunki i zarobki przedstawiały się wręcz zna-
komicie; wystarczyło przepracować choćby tylko godzinę, aby mieć prawo do wynagrodzenia
za całą dniówkę! Płacił niezmiernie bogaty skarbiec świątynny, do którego napływały dary i
składki ze wszystkich krain śródziemnomorskich i bliskowschodnich.
Kiedy więc roboty te ustawały, zwrócono się do króla, aby zezwolił na restaurację wiel-
kiego portyku, zamykającego od wschodu dziedziniec zewnętrzny, zwany też dziedzińcem
pogan, ponieważ mógł tam wejść każdy, nie tylko %7łyd. Agryppa wszakże oświadczył, że
kosztowałoby to za dużo i trwałoby za długo. Zauważył też sentencjonalnie, choć niezbyt
odkrywczo:
 Zbudować trudno, zburzyć łatwo!
Pozwolił natomiast, bardzo łaskawie, na wyłożenie niektórych ulic Jerozolimy białym ka-
mieniem. Resztki tego bruku zachowały się jeszcze tu i ówdzie, kilkanaście metrów pod po-
wierzchniÄ… miasta dzisiejszego.
Wracając zaś jeszcze do portyku, o którym często będzie tu mowa: zwano go Salomono-
wym, niesłusznie utrzymując, że został zbudowany przez sławnego króla-mędrca, panującego
przed dziesięciu wiekami. Miał, według miar naszych, ponad czterysta metrów długości; dwa
rzędy kolumn  każda monolityczna, każda wysokości ponad dwunastu metrów  wspierały
sklepienie z belek cedrowych. W ten sposób powstała ogromna aleja kolumnowa, najdłuższy
portyk przyświątynny; południowy bowiem, zwany królewskim, choć szerszy, wspanialszy,
trójrzędowy, był co najmniej o połowę krótszy, podobnie jak i północny; przeciwległy zaś,
zachodni, również nie osiągał długości portyku Salomonowego. Był ulubionym miejscem
spotkań i przechadzek, zwłaszcza w dniach zimy, kiedy słońce popołudniowe nieco go na-
grzewało swymi promieniami, a ściana muru chroniła od dokuczliwych podmuchów chłodne-
go wiatru ze wschodu. Stojąc tu, miało się przed sobą cały ogromny dziedziniec, pośrodku
którego piętrzył się na niewysokiej terasie olśniewająco biały gmach Przybytku, otoczony
dziedzińcami wewnętrznymi, błyszczący złoceniami dachu i spiżem bram; najwspanialsza z
nich otwierała się właśnie ku kolumnadzie Salomona. Mur zewnętrzny portyku, zbudowany z
potężnych głazów, ściśle jednak dopasowanych, wznosił się nad urwistą ścianą skalną, spa-
dającą ku dolinie Cedronu. Kto stał na dachu, patrzył w dół niby w przepaść. Wrażenie było
szczególnie silne  niektórzy dostawali zawrotu głowy  jeśli się weszło na balkon południo-
wego naroża portyku. Toteż wyznawcy Jezusa opowiadali, że szatan, kusząc go, rzekł właśnie
w tym miejscu:
 Jeśliś jest Synem Boga, rzuć się w dół!
33
AKWILA: BYAEM UCZNIEM SZYMONA MAGA
Mogę rzucić się ze szczytu najwyższej góry w przepaść i nic mi nie będzie. Stanę na ziemi
bez żadnych obrażeń, jak gdyby ktoś zniósł mnie na rękach!
Szymon Mag często się chwalił w ten sposób. I nie było w Samarii nikogo, kto by się nie
zdumiewał jego cudom. I nikogo, kto by nie wierzył, że to sam Bóg zstąpił z niebios, aby lu-
dzi zbawić. Jeśli chodzi o mnie, chyba też dałbym się porwać i przekonać  gdybym nie znał
go tak dobrze i nie uczestniczył w jego sprawkach. Ale ponieważ było inaczej, zdołaliśmy
wreszcie  to jest ja i mój brat Niketas  odłączyć się od wspólnoty z nim. Przejrzeliśmy jego
sztuczki magiczne i zbrodnicze pomysły. Chcesz wiedzieć, co to za człowiek, skąd pochodzi,
w jaki sposób dokonuje tego wszystkiego, czym ludzi mami? Posłuchaj tylko!
Jego ojcem był niejaki Antoniusz, a matką Rachela. Urodził się w Samarii, we wsi Gitta,
sześć mil od miasta. Znał się na magii, ale również greckie nauki opanował wspaniale. W obu
tych dziedzinach wykształcił się w czasie swego długoletniego pobytu w Egipcie. Sławy i
chwały pożądał ponad ludzką miarę. Chciał, aby wierzono, że to on jest Najwyższą Mocą! Tą,
która stoi nawet ponad stwórcą świata! Podawał się też za Mesjasza. Zwano go po grecku
przydomkiem  Hestos , czyli Stały. Miało to znaczyć, że nigdy nie ulegnie zniszczeniu, jako
że dzięki swej mocy posiada ciało jednolite i zwarte, a więc nieśmiertelne.
Było to niedługo po ścięciu Jana zwanego Chrzcicielem. Tego, co to zginął z rozkazu He-
roda Antypasa. Wiecie, że o głowę Janową prosiła Salome, namówiona przez swoją matkę
Herodiadę. W Samarii szerzył wtedy swoje nauki Dozyteusz i trzydziestu jego uczniów. Miał
on przy sobie także pewną kobietę imieniem Helena lub Selene, czyli Księżyc. Owych trzy-
dziestu symbolizowało podobno trzydzieści dni miesiąca. Według innych Selene również
zaliczano do trzydziestu. W takim wypadku liczba ta byłaby niepełna, bo przecież kobieta jest
tylko połową mężczyzny, a to znowu słusznie wskazywałoby na fakt, że miesiąc księżycowy
nie ma dni trzydziestu. W każdym razie nie wolno było przekroczyć tej liczby, ani też przyj-
mować w poczet uczniów kogoś jeszcze nie wypróbowanego. Dlatego kto pragnie zająć za-
szczytne miejsce, stara się ze wszystkich sił zdobyć zasługi, oczywiście według zasad ich
wiary. Ale i tak na wybór może liczyć dopiero po śmierci któregoś z trzydziestu.
Otóż Szymon, który właśnie powrócił do Samarii z Egiptu, zbliżył się do Dozyteusza.
Udawał przyjazń i błagał o przyjęcie, gdy umrze któryś z tamtych. A wszystko dlatego, że
spodobała mu się Selene. Ponieważ znaliśmy go już wcześniej, powiedział nam szczerze, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl