[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- My?
- No, ty i twoi rodzice.
- Mówiłam ci, że moja mama wymyśliła, że mogę sobie robić, co chcę, gdzie chcę i
kiedy chcę. I te zasady dotyczą również posiłków.
- Fajnie masz.
Nie była co do tego zupełnie przekonana. To był dopiero pierwszy dzień, a ją cała ta
sytuacja zaczynała już trochę irytować.
- Mnie z moimi nie udałoby się chyba załatwić czegoś takiego - powiedział Robert.
Chwilę nad czymś się zastanawiał. - Ale chyba nie mieliby nic przeciwko temu, żebym kilka
razy zjadł sam obiad albo kolację.
Są jeszcze na świecie normalni rodzice, pomyślała Sara, tacy, których obchodzi, co
robi ich dorastające dziecko, ale jednocześnie zostawiają mu pewien margines swobody.
- Myślisz, że się na to zgodzą? - spytała.
- Na pewno. To gdzie się wybierałaś dzisiaj na kolację?
- Ta restauracja przy plaży jest całkiem sympatyczna. - Aha, mnie też się podoba. O
której mogłabyś tam przyjść?
Najchętniej od razu, chciała odpowiedzieć, ale powstrzymała się, zerknęła na zegarek,
udała, że się namyśla, i dopiero potem odparła:
- Za jakieś pół godziny.
- No to spotkajmy się tam o wpół do ósmej.
- To na razie - rzuciła Sara.
- Cześć!
Zanim dotarła do dróżki prowadzącej do jej bungalowu, szła normalnym krokiem;
kiedy zeszła z plaży, zaczęła biec, uświadomiła sobie bowiem, że pół godziny to bardzo mało
48
czasu dla dziewczyny, która musi dotrzeć na miejsce, wziąć prysznic, zrobić z siebie bóstwo,
a potem wrócić na plażę i dojść do restauracji.
Zwłaszcza to robienie z siebie bóstwa nie było takie proste, bo kiedy spojrzała do
lustra i zobaczyła czerwoną świecącą twarz, uznała, że nie obędzie się bez nałożenia make -
upu. A jeśli ktoś chce to zrobić tak, żeby wyglądał, jakby nie miał na sobie tapety, wymaga
to, niestety, trochÄ™ czasu.
Kiedy wreszcie udało jej się uzyskać jaki taki efekt i skóra na twarzy nie przypominała
już barwą wrzuconego na gorącą wodę raka, rozpoczęło się przerzucanie garderoby. Z jednej
strony zależało jej na tym, by wyglądać jak najładniej, z drugiej - nie chciała, żeby Robert
pomyślał, że się dla niego wystroiła. Dopiero przy trzecim zestawie mierzonych ubrań -
białych szortach biodrówkach i obcisłej krótkiej górze w biało - niebieskie paseczki - uznała,
że może być.
Już chciała wychodzić z bungalowu, gdy uzmysłowiła sobie, że o czymś kompletnie
zapomniała.
Podeszła do stolika w salonie. Obok zapisanej już kartki leżała druga, wyrwana z
papeterii, na której była wiadomość od mamy:  Idziemy na kolację w restauracji przy
recepcji. Potem chyba zostaniemy w hotelowym lobby i zagramy z Dickinsonami w kanastÄ™.
Ale nie jesteśmy pewni, może wpadniemy na inny pomysł .
No nie! Może wpadną na inny pomysł! Nie wiadomo, gdzie są, nie wiadomo, kiedy
wrócą. Pięknie, po prostu pięknie. Ja ich przynajmniej o wszystkim informuję, pomyślała
Przez chwile zastanawiała się, czy nie napisać czegoś w podobnym stylu, ale w końcu doszła
do wniosku, że jeśli ona będzie się trzymała ustalonych zasad, to może ich czegoś nauczy.
Wzięła długopis i napisała:  Idę na kolację do restauracji przy barze, potem pójdę
pewnie do dyskoteki. Wrócę przed jedenastą . Zastanawiała się przez chwilę, jak by
zareagowali, gdyby się dowiedzieli, że wróci nad ranem, ale wolała nie eksperymentować.
Zerknęła jeszcze raz na trzy zdania skreślone przez mamę, po czym wzięła znów długopis do
ręki i dopisała:  PS. Gdybym przypadkiem wpadła na inny pomysł, to wrócę i zostawię Wam
wiadomość .
Bardzo z siebie zadowolona, wyszła z bungalowu i popędziła nad morze. Gdy dotarła
do brzegu, normalnym krokiem ruszyła plażą w stronę restauracji. Miała tylko nadzieję, że
kiedy dojdzie na miejsce, serce nie będzie jej już tak mocno biło, a oddech zdąży jej się
wyrównać. Nie chciała, żeby Robert domyślił się, jak bardzo się spieszyła na spotkanie z nim.
Oddech się wyrównał, lecz serce biło coraz mocniej, zwłaszcza gdy rozejrzała się po
restauracji i stwierdziła, że go tam nie ma.
49
Popatrzyła na zegarek. Była za piętnaście ósma; spózniła się cały kwadrans. Pewnie
odechciało mu się czekać na nią i poszedł zjeść kolację z matką i ojcem. Albo w ogóle go tu
nie było, bo rodzice się nie zgodzili. Albo wcale mu na tym nie zależało, żeby spędzić z nią
ten wieczór. Nagle ta trzecia możliwość wydała jej się najbardziej prawdopodobna. Bo po co
tak fantastyczny chłopak jak on - przystojny, zabawny, wysportowany, mówiący płynnie po
francusku - miałby spędzać wieczór z kimś takim jak ona - głupią gęsią, która poza
angielskim tylko trochę zna hiszpański, nie potrafi w czasie burzy zapanować nad rowerem,
płynie z prądem, a potem nie ma siły, żeby wrócić, a na dodatek jej duże palce u nóg są
krótsze od sąsiednich. Tak, to wszystko, przez te przeklęte paluchy, pomyślała i właśnie w
tym momencie poczuła na ramieniu ciepłą dłoń.
Odwróciła się i uśmiechnęła, nawet nie próbując ukryć ulgi.
- Czekałem na ciebie kilka minut, a potem postanowiłem wyjść ci naprzeciw. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl