[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piękną, nową wiatrówkę. Przyłożył do siebie. Pasowała. Następnie wygrzebał
sweter. Ale okazał się damski. Aysy pracował, jakby mu płacono za akord. W
kolejnej walizie znalazł koszulę i porządną marynarkę. Przebierał się w nowe
ciuchy, zupełnie się nie przejmując, że pasażerowie na górze mogą rozpoznać
swoje rzeczy. Widziałam jego nagi, tłustawy brzuch i obrośnięty tors. Zrobiło mi
siÄ™ niedobrze.
83
 Panie Korzycki!  wyszeptałam.  Jest pan tam?
 Jestem. Już idę.
Wygramolił się bardzo z siebie zadowolony. Udawałam, że niczego nie
spostrzegłam. Tak było o wiełe bezpieczniej. Przecież ten typ przed kilkoma
minutami najprawdopodobniej zastrzelił człowieka.
 Co to był za hałas?  spytałam.  Jakby strzał. I Roześmiał się chrapliwie.
 Posłałem faceta do piekła! Należało mu się!
Nie odezwałam się. Moje nieugięte dotąd przekonanie, że śmierć można zadać
człowiekowi tylko na wojnie, i to w obronie własnego kraju, przestało chyba
obowiązywać. Sytuacja, w jakiej się znalazłam, koiygowała okrutnie filozofię
życia. Już nie byłam wcale taka pewna, czy wystarczyłby sąd. I kto, u Boga Ojca,
zdążyłby ich postawić przed prawem? Ja?
 Nie wiem, co o tym myśleć  zgodziłam się.
 Nie myśl. Zostaw to dorosłym. Stój!
Jego okrzyk zderzył się z innym. Szedł z góry. Znad otwartej klapy.
 Kto tam jest?
Wołał Rolex. Poznałam głos, który za każdym razem powodował skurcz mojego serca.
 Ukryjmy się!  wyszeptałam.  Tam na lewo, za skrzynie!
Aysemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Błyskawicznie, niczym doskonale
wyszkolony cichociemny, przeczołgał się do wskazanego miejsca.
Na górze coś się działo. Usłyszeliśmy metaliczny dzwięk, jaki wydawały
szczebelki drabiny. Wiedziałam, że schodzą, by nas zabić. Czułam suchość w
ustach i kroplisty pot na czole. Trzęsłam się przy tym, szczękając zębami.
 Ani drgnij!  wychrypiał mi do ucha.
Starałam się. Naprawdę się starałam. Kiedy daleki blask latarki omiótł nasze
schronienie, byłam już tylko bryłą marmuru. Zwiatło przesunęło się wąskim
pasmem. Kroki dudniły po blaszanej podłodze, powodując dziwną wibrację w moim
mózgu. W pewnym momencie zamarzyłam, żeby już było po wszystkim. %7łeby mnie
zastrzelił. Nie miałam sił. Ani motywacji do życia. Gdyby oni wiedzieli, jak
84
bardzo się boję: mama, ojciec, Jacuś. W obliczu śmierci widzi się podobno całe
swoje dotychczasowe życie. Nieprawda. Niczego nie widziałam. Może tylko tę
kolibę w paśmie Granatów. Kiedy nas zaskoczyła burza. Kiedy to było? Zaraz po
maturze. Pojechaliśmy całą paczką. Wtedy jeszcze z Markiem. Ogrzewał mi dłonie
własnym oddechem. Wzruszał mnie. Ale zniknął tak nagłe, jak się pojawił. Nowa
miłość? Nowe życie?
Ryk, jaki wydał z siebie Rolex na widok martwego towarzysza, ocuciłby umarłego.
Ale nie Szczura.
 Rodan! Rodan!  wrzeszczał na całe gardło.
 Co jest? Czemu się drzesz?  głos Czarnej Maski brzmiał zdecydowanie wrogo.
 Zabili go! Nie żyje!
 Kto?
 Szczur.
Tupot nóg był jedyną odpowiedzią. Czarny łomotał butami po drabince.
 Goran, zostań na górze! Odbezpiecz broń i strzelaj, jeśli tylko któryś z
pasażerów się ruszy!  wydawał polecenia facetowi w marynarce koloru marengo,
głosem zdecydowanym, ostrym.
Czułam go. Czułam zapach jego spoconego ciała, gdy przepływał czarną
przestrzenią tuż obok nas.
 Tutaj!  wołał Rolex.  Tu!
Cisza trwała ułamek sekundy. Potem posypały się przekleństwa, jakich nigdy
przedtem nie słyszałam. Nawet na filmie  Psy".
 Cholera  zasyczał w końcu.  Kto to zrobił?
 Nie wiem. Aadna dziurka w samym środku czoła. Dziewięć milimetrów. Znaczy...
kaliber.
Dotknęłam lekko Aysego. Zrozumiał, o co mi chodzi. Obaj terroryści hałasowali,
przesuwali bagaże, tupali. Był najwyższy czas, by spróbować przemknąć na górę.
Udało się nam bezszmerowo znalezć w pobliżu klapy. Jasny kwadrat nad naszymi
głowami zachęcał.
Aysy odepchnął mnie, gdy pierwsza postawiłam stopę na dolnym szczeblu. O mało
nie upadłam na jakąś kupę żelastwa. Zmęłłam przekleństwo między wargami i
pozwoliłam mu wejść. Uważnie obserwowałam, co się stanie. Nikt z nas nie
wiedział, w którym miejscu
stał facet w marengo. Zwany Goranem. Ale nic się nie stało. Aysy wylazł.
Pomyślałam o czereśni, na którą wspinałam się w czasie wakacji. Było miło. Teraz
mniej. Ostrożnie wystawiłam czubek głowy żałując, że nie dysponuję peiyskopem. I
natychmiast się skuliłam. Kroki Gorana, bo czyjeż by inne, zbliżały się
niebezpiecznie. Jak Aysy wrócił na swoje miejsce, nie wzbudzając podejrzeń? Coś
się musiało dziać w okolicy ogona, bo nagle pilnujący pobiegł krzycząc:
 Nie wstawać! Nie ruszać się!
Wzięłam głęboki oddech. Raz kozie śmierć. Pokonałam trzy szczeble w trzy
sekundy. Rekord świata. Bo do drabinki zbliżali się, sądząc z odgłosów, także ci
z dołu. Jednym rzutem oka przekonałam się, że do kabiny wrócić nie mogę. Zostały
trzy miejsca: toaleta, kuchenka i fotele'w pierwszej klasie. Za zasłoną.
Wybrałam te ostatnie. Jak się potem okazało, słusznie. Bo w toalecie tkwił już
Aysy. Opadłam na zbawienny plusz, mając mętlik w głowie. Co teraz? Przecież
Szczur nie zabił się sam. Nikt w to nie uwierzy. Co zrobi Czarna Maska już bez
maski? Jest najinteligentniejszy. Hałas spowodował, że wyjrzałam zza oparcia.
Jasnowłosy przystojniak wlókł Jolę. Jej głowa, niczym piłka, latała z lewa na
prawo. Mężczyzna bił ją po twarzy, jakby chcąc wyładować na niej całą swą
nienawiść. Nie mogłam rzucić się na pomoc. To byłoby ponad moje siły. W pamięci
miałam jeszcze ból własnej szczęki. Facet umiał bić. Był fachowcem w każdym
calu. I nie miało dla niego znaczenia, czy maltretował kobietę, czy mężczyznę.
Rolex przyłączył się do Rodana.
 Kto to zrobił?  pytał wycelowując w nieszczęsną odbezpieczony karabin.
Błyszcząca lufa czekała na pociągnięcie cyngla. Zacisnęłam powieki i zatkałam
palcami uszy. Ale strzał nie padł.
 Ona nie ma broni  powiedział Rodan, obmacując płaczącą w głos Jolę.
 Mogła zostawić na dole.
 To King! King zabił  wymamrotała, nie mogąc ścierpieć bólu i upokorzenia.
Mężczyzni zastygli w bezruchu.
 Wiesz, jak wygląda... King?  spytał z niedowierzaniem przystojniak, unosząc
dziewczynę w górę.
86
 Ona nie wie!  krzyknęła Kasia, stając w drzwiach kuchenki.
 Wiem!
 To pokaż! No? Pokaż tę kanalię, co zastrzeliła naszego człowieka.  Wlekli ją
wzdłuż samolotu, przystając przy każdym z rzędów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl