[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szpitalnym łóżku, na oddziale intensywnej terapii, i żadna siła nie ruszyłaby
ich z tego miejsca. Trójka łudzi, związanych ze sobą najmocniejszymi na
świecie więzami... Jedno z nich odchodziło stąd na zawsze.
Ojciec Joasi był po ciężkiej operacji przeprowadzonej ostatniej nocy. O
godzinie ósmej wieczorem poprzedniego dnia przywiezli go karetką z
wypadku. Był w ciężkim stanie, nieprzytomny i poturbowany. Leżał
podłączony do aparatury, uwięziony wśród kabli jak owad w pajęczynie, a
my wszyscy czekaliśmy, co będzie dalej. Nie miałem wielkich nadziei, nie
łudziłem się, że przeżyje. Operowałem go wraz z innymi lekarzami prawie
całą noc, ale wiedzieliśmy, że chyba na próżno. Było mi przykro, że moja
wiedza i możliwości nie wystarczyły, żeby go uratować. Czułem się winny,
że tak niewiele mogę. Kręciłem się po oddziale, a mój wzrok wciąż biegł w
tÄ™ samÄ… stronÄ™  w stronÄ™ przygarbionej sylwetki kobiety oraz dziewczynki
stojących nieruchomo po drugiej stronie szyby. Mogłem ich pocieszyć
jedynie uśmiechem, ale nikt ode mnie tego nie oczekiwał. Ja tu się w ogóle
nie liczyłem.
Aadna kobieta z włosami upiętymi w gruby kok, mały chłopczyk
drzemiÄ…cy na jej ramieniu i ta dziewczynka jak posÄ…g, patrzÄ…ca przed siebie
szklistym wzrokiem  mamrotała coś o drzewku, o podlewaniu, o
korzeniach, o obietnicy. Nic z tego nie rozumiałem.
Duży zegar na ścianie cierpliwie odmierzał czas. Mężczyzna leżał
niczego nieświadomy. Jemu było już wszystko jedno, dla kogo chodzi ten
zegar. Podszedłem bliżej i zapytałem:
 Może napije się pani kawy albo herbaty, a córka? Na końcu korytarza
jest barek. Przyniosę jakiegoś soku  zaproponowałem.
 Dziękujemy  odmówiła spokojnym głosem.  Ale gdyby można było
położyć gdzieś małego.  Pokazała na śpiącego chłopca.  Jest bardzo
zmęczony.
 Ależ oczywiście.  Było mi wstyd, że wcześniej nie przyszło mi to do
głowy.  Proszę położyć go w moim gabinecie. Jest tam wygodny tapczan i
kozetka. Córka też może się przespać.
 Ja zostanę!  Usłyszałem zdecydowany głos.  Ja zostanę razem z tatą
i z mamą  powtórzyła głośno i zmroziła mnie lodowatym spojrzeniem.
Położyliśmy chłopca, pielęgniarka przyniosła koc do przykrycia i
poduszkę. Mały nawet nie drgnął.
 A pan?  zapytała kobieta.  Pan nie będzie się kładł?
 Ja nie mogę, mam dzisiaj dyżur  wyjaśniłem.
Kiwnęła tylko głową, a potem jeszcze raz na mnie spojrzała.
 Czy to pan go operował?
 Miedzy innymi  potwierdziłem.
 Co pan myśli, czy wyjdzie z tego?  Jej oczy wypełniły się łzami.
Spojrzała odruchowo na córkę, bojąc się, co usłyszy.
Chwilę milczałem zmieszany i przerażony, cóż miałem jej
odpowiedzieć?
 Proszę nie mieć zbyt wielkich nadziei  powiedziałem szczerze, choć
zaraz pożałowałem.
Chyba zrozumiała. Nie zadawała już więcej pytań. Zciskała mocno rękę
córki i tylko na niego patrzyła. Patrzyła całą sobą, nie odrywała od niego
oczu ani na chwilę. Chyba chciała się napatrzyć na resztę życia, tak samo jak
kiedyś jej córka chciała się na całe życie nawąchać fiołków.
Ojciec Joasi zmarł jeszcze tego samego dnia, właśnie wtedy, gdy one tak
stały i patrzyły. Aparatura odmierzająca tętno i ton jego serca w jednej
chwili zamilkła. Zegar na ścianie przestał dla niego odliczać czas, słońce
przestało dla niego świecić, deszcz padać. Dla niego wszystko się skończyło,
mozolna wędrówka po świecie dobiegła kresu. %7łona i córka w milczeniu
obserwowały, jak kochane serce wykonuje ostatnie uderzenie, jak jego
oddech zanika na wieki, ciało nieruchomieje. Już nigdy się nie zobaczą, nie
ucieszą swoim widokiem, nie spotkają. Każda na swój sposób pokonywała
strach przed tym, co będzie dalej, jak będzie żyła bez niego, bez tego, który
pewną ręką prowadził je przez życie i tego życia cierpliwie uczył.
JOASIA ZALEWSKA
Jedziemy samochodem na PowÄ…zki.
Pierwszy rok po śmierci taty minął jak zły sen. Tego, co było w szkole,
prawie nie pamiętam. Codziennie rano zabierałam śniadanie, plecak z
książkami i wychodziłam z domu, jakby we śnie. Myślałam, że dzieci
szybciej zapominają. Ale to nieprawda. Może gdybym zmieniła miejsce,
dom, albo chociaż pokój, wspomnienia mniej by dokuczały.
Mama ciągle płakała. W dzień coraz mniej, ale po nocach słyszałam, jak
smarka w chusteczkę i chodzi po mieszkaniu. Czasami tak bardzo płakała,
że nie mogłam zasnąć. To było najgorsze. Ciemna noc, cisza, sen nie
przychodzi, a tu zza ściany jej kroki, pociąganie nosem, czasami głośny
szloch. I wtedy kłębią się myśli, wspomnienia. Czasami, gdy było nam
bardzo zle, kładłyśmy się razem do łóżka, albo gdy mama nie spała,
wchodziłam do łóżeczka Jasia i skulona kładłam się obok niego. Tak pięknie
pachniał. Sapał przez sen, czasami coś mruczał, a nieraz nawet śpiewał. Miał
już trzy i pół roku. Podsłuchiwał nasze rozmowy, nieudolnie naśladował
telewizyjne reklamy, tworzył własny świat chłopięcych dylematów. Nie
zawsze można było zrozumieć, o czym mówi. Niestety, zle wymawiał
literkę  eh", to znaczy mówił ją, ale w złym miejscu. Zamiast  eh" mówił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl