[ Pobierz całość w formacie PDF ]

doskonale. A już babka napomykała, że kowal niepewny, na starość gadatliwy się
stał, ten zaś, skoro zbirów sprowadził, za wiele musiał wiedzieć. Dobrze chociaż,
że w nieprzytomności gadać nie mógł, podobno Marta go tak wy tłukła, dwa złote
imperiały jej wetknęłam ukradkiem i pewno się nimi zbytnio chwalić nie będzie.
Takem stała nad nim i Bóg ustrzegł, zdechł, nim co powiedział, świeć Panie nad
jego grzesznÄ… duszÄ…. . .
. . . aż osłabłam w sobie i musiałam skryć się przed wszystkimi, a najlepiej mi
było w bibliotece. . .
. . . a i Szymon potwierdził, toć był to przecież syn owego, co z kowalem razem
przy wejściu robił, a chociaż dziecko wówczas, potem od ojca dużo usłyszał. Aaska
boska, że nie wszystko, bo rzeczy najważniejsze Szymon prawie sam wykonywał
i co mógł, to ukrył. . .
Odczytawszy z wielką uwagą bladozielone gryzmoły, gorsze niż wszystkie
poprzednie, bo prababcia w nerwach bazgrała już konkursowe, Justyna poczuła
się zmuszona sięgnąć po diariusz panny Dominiki i obie treści porównać ze sobą.
Panna Dominika opisywała wydarzenia, prababcia dawała wyraz raczej dozna-
niom i przeżyciom, stronę informacyjną lekceważąc.
Diariusza panny Dominiki dość długo nie mogła znalezć, bo przeprowadzka,
mimo starań, wprowadziła całkiem niezłe zamieszanie. Okazało się wreszcie, że
zaopiekowała się nim Hortensja, jednakowo traktująca stare szpargały po przod-
kach i dokumenty poświadczające genealogię koni Ludwika. Wszystko razem
wyrzuciła na strych. Ludwik był Justynie niezmiernie wdzięczny za odnalezie-
nie przy okazji jego zaginionych papierów, o które nie śmiał pytać żony, a teraz
właśnie cudownym sposobem odzyskał.
Dwa opisy tego samego sensacyjnego dramatu dały Justynie pełny obraz sy-
100
tuacji. Prababcia w owej bibliotece, oprócz napawania się samotnością i odzy-
skiwania równowagi, sprawdzała też zapewne stan tajemniczej kryjówki. Zatem
wejście do niej w bibliotece musiało się znajdować. . .
. . . wszystko znalazłam jak trzeba i ostatnie poprawiania dobrze się trzyma-
ją. Nie zdaje mi się, żeby Dominika tam co odkryła i śladów ludzkiej obecności
nie dojrzałam żadnych. Zamieszania trochę narobiłam, żeby ludziom w głowach
pokręcić i rachunki dawne za te roboty wolałam zabrać, bo za dużo tam babka
pisała, co i komu płaciła, a jeszcze by się kto zaciekawił, za co. Myślałam długo,
czyby do Głuchowa nie przewiezć, ale Głuchów Mateusza i na Tomcia przejdzie,
a Błędów mój i zrobię z nim, co zechcę. A i to jeszcze, że trzeba by w Głuchowie
takie roboty zacząć, coby na nie wszyscy uwagę zwrócili, zatem lepiej nie. . .
. . . cala instrukcję babki po swojemu ukryłam i tego wolę nie pisać, a spadko-
bierczyni swojej sama powiem przed śmiercią, gdzie ma szukać. Jeśli rozum będzie
miała, i bez tego odgadnie. Zdenerwowałam się tym wydarzeniem najokropniej,
ale żem w Placówce wszystko w porządku zastała, tom się już uspokoiła trochę. . .
Przerwawszy lekturę na kilka chwil, Justyna zastanowiła się, czy prababcia
przed śmiercią powiedziała cokolwiek. Kto w ogóle miał być tą spadkobierczy-
nią. . . ? Dobry Boże, Helena przecież. . . !
Helena, jej głupia starsza siostra, w owym momencie żywa! Bóg raczy wie-
dzieć, czy i co prababcia jej powiedziała, ale nawet jeśli wyjawiła sukcesorce
wszystkie sekrety, informacja przepadła na zawsze. Helena nie była zdolna do
poważnego potraktowania tematu, głowę miała jak sito, a do tego piórowstręt,
z pewnością nic nie zapisała, do całej sprawy zaś odniosła się z właściwą sobie
lekkomyślnością i beztroską. Ustne komunikaty diabli wzięli, skończona idiotka,
świeć Panie nad jej duszą. . .
A w ogóle w chwili śmierci prababci obie były na Riwierze. . .
Westchnęła ciężko, opanowała nagle wybuchłe rozgoryczenie i gniew i wró-
ciła do mozolnego przetwarzania gryzmołów na czytelne pismo.
. . . przeto dla rozerwania do Warszawy pojadÄ™. . .
. . . a co mi będzie Mateusz wzbraniał, pojechałam i już. Na wyścigi konne ka-
załam się zawiezć, co Mateusz musiał przewidzieć, bo za mną zaraz przyjechał,
wyrzuty mi czyniąc, ile że w błogosławionym stanie ludziom się pokazywać, to jest
rzecz nieprzyzwoita. Sama wiem, co robiÄ™, pod gorsetem nic jeszcze po figurze nie
znać, a za parę tygodni już w domu uwiązana będę, ostatnia chwila była zaba-
wić się trochę. Suknię tylko musiałam mieć nową, bo tamte przyciasne odrobi-
nę, i kazałam zrobić szafirową aksamitną, z draperią jedwabną, która i gorszy
101
stan by ukryta. Kapelusz bławatkowy, na nim kwiaty hortensji i pióra ciemniej-
sze, szafirowe pod sukni kolor, mieniące, a do tego woal różowy. No i ten jeden
raz szafirami błysnęłam, bo mnie skusiły, alem zaraz odwiozła. Rosynant biegał
w owych gonitwach, ze stadniny po dziadku, kazałam sobie zagrać na niego i pro-
szę, wygrał! A ja przy nim. Mateusz zły był na mnie tak, że sam na przekór stawiał,
nie na Rosynanta, tylko na Dantesa hrabiego Tyszkiewicza, i przegrał, bo Dantes
dopiero trzeci do mety przybiegł. Ale że potem już nie grałam, udając, że to tak
z posłuszeństwa jego naleganiom, opamiętał się i wygrał dużo na Złotą Gwiazdę
pana Regulskiego, która niespodziewanie całkiem wszystkie inne konie przegoni-
ła. Wypatrzył ją jakoś, a na koniach, to muszę przyznać, zna się bardzo dobrze. . .
. . . co mnie zdziwiło, chociaż niepewna jestem, to chyba pan Pukielnik gdzieś
mi w oczach mignął. %7łe też mu nie wstyd między ludzmi się pokazywać!. . .
. . . rękawiczek haftowanych dwa tuziny przywiozłam i wszyscy wierzą, że pa-
ryskie, a tymczasem jedna hafciarka na ulicy Długiej takie robi, o czym prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl