[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wiadomo, czy on jest tym, którego szukam. Dla takiej błahostki miałby
wystawiać swoją reputację na szwank? Nie raz musiał mieć w przeszłości do czynienia ze
złotem i grubymi pieniędzmi, a połakomiłby się na kompas?
Emily, która dotąd w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie, postanowiła wyrazić
własne zdanie:
- Jeśli człowiek sędziego ma kompas, na pewno zwróci go twojej matce.
Travis nie mógł się powstrzymać od lekkiej kpiny.
- Mama Ró\a wierzy, \e tak się stanie. Serce jej pęknie, gdy zrozumie wreszcie, \e
została oszukana. Teksańczyk miał dość czasu, \eby zwrócić kompas, ale nie, zatrzymał go.
A jednak nie byłbym pewien, czy człowiek sędziego to Daniel Ryan.
- Szkoda, \e nie zapytałem Corrigana o jego nazwisko - wtrącił John.
Emily zapaliła się do tematu.
- Jeśli człowiek sędziego zabrał kompas przez przypadek, nie myśli o tym, \e ma go
zwrócić. Ma co innego na głowie, ściga bandytów.
- Jeśli zabrał przez przypadek... Co to za argument, Emily? Nikt nie kradnie przez
przypadek.
- Mogło się zdarzyć. Opierasz wnioski na wątłych podstawach. Na pewno mam rację -
nie dawała za wygraną.
Powściągnął uśmiech, widząc jak za\arcie Emily broni człowieka, którego w \yciu nie
widziała na oczy. Miała rację, \e zbyt pochopnie wyciąga wnioski, ale nie miał zamiaru jej
tego przyznać. Zakończyłoby to dyskusję, a jemu sprzeczki z nią sprawiały przyjemność.
Lubił tę iskierkę w jej oczach zapalającą się za ka\dym razem, gdy powiedział coś, z czym
nie miała zamiaru się zgodzić. Lubił jak ka\de zdanie popierała \ywą gestykulacją, chocia\
kilka razy oberwał, gdy gwałtownie wymachiwała rękami. Lubił nutę powagi w jej głosie,
gdy napominała go, by trzezwo rozumował.
Po zastanowieniu dochodził do wniosku, \e właściwie wszystko mu się w niej
podobało. Cię\ko mu przyjdzie zostawić ją w Golden Crest, a ju\ to, \e ma ją oddać w ręce
innego mę\czyzny, wydawało mu się wręcz niemo\liwe. Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy
wyobraził ją sobie w ramionach Clifforda O'Toole'a.
Z wysiłkiem odegnał ponure myśli i zagadnął Johna:
- Pytałeś mnie o coś?
John skinął głową.
- Ciekaw byłem czy ten Teksańczyk powiedział twojej matce, \e jest od sędziego.
- Nie mówił czym się zajmuje.
- Dziwne, prawda?
Zobaczył, \e Emily wznosi oczy do nieba i postanowił podbechtać ją, zgadzając się z
Johnem.
- Ano, dziwne. Zastanawiam się, dlaczego zmilczał to przed nią.
- Nie wiesz, czy zrobił to z rozmysłem - zawołała gniewnie. - Obydwaj nie macie za
grosz rozumu. Mo\e przestaniecie upatrywać najgorszego i oka\ecie trochę zaufania
człowiekowi.
- Niby dlaczego? - zapytał Travis. - Okradł moją matkę.
- Na to wygląda - zgodził się John.
- My tutaj okazujemy względy naszym matkom - oznajmił Travis.
- Prawdę mówisz - zawtórował John. Nawet Jack mruknął potakująco.
- Nie ujdzie na sucho temu, kto skrzywdzi matkę - dodał John.
Mę\czyzni jeszcze przez kilka minut omawiali sytuację, po czym Travis poprosił, by
John dotrzymał Emily towarzystwa, gdy on zajmie się końmi.
- Nigdzie nie musisz iść. Nająłem pomocnika, chłopaka Clemonta, Adama. Widziałem
przez okno jak prowadził twoje konie do stajni. Zajmie się nimi, a i baga\e przyniesie.
Emily chciała się umyć przed kolacją, a \e Travis bał się spuszczać ją z oka, poszedł
za nią, sam te\ się umył. Kiedy wrócili na dół, stół był ju\ nakryty do kolacji. Millie siedziała
u jego szczytu.
Ugościła ich zawiesistym gulaszem, biszkoptami z d\emem, kawą i mlekiem.
- Ja to lubię zjeść sam - oznajmił Jack, zwracając się do Emily, po czym uwa\nie się w
nią wpatrując dodał: - A przed zmrokiem muszę być u Cooperów. Uśmiechnęła się szeroko.
- Byłeś bardzo cierpliwy.
Odwróciła się do Travisa i wyciągnęła ku niemu dłoń.
- Jesteś mi chyba winien pięć dolarów.
Zdziwiony, \e Emily chce odebrać wygraną w obecności Hanrahana i Perkinsa, zaczął
szukać pieniędzy. Zaintrygowana mina Johna mówiła mu wyraznie, \e gospodarz będzie się
dopytywał, dlaczego winien jest pieniądze swojej towarzyszce. Jeśli powie choć słowo, Jack
się dowie, \e go podeszła.
I kłopot gotowy.
Wręczył pieniądze i ju\ miał przestrzec Johna, \eby o nic nie pytał, gdy Emily oddała
wygranÄ… Jackowi.
- Proszę, i bardzo dziękuję za pomoc.
- Nie było najgorzej - mruknął Jack. - Mogę ju\ przestać się uśmiechać?
- Mo\esz.
Na jego twarzy odmalowała się ulga, którą po chwili zastąpił zwykły grymas. Odsunął
krzesło, wstał i zaniósł swój talerz do stołu w drugim końcu sali. Jak Travis, lubił siedzieć
plecami do ściany, by nikt z wchodzących nie zaskoczył go znienacka.
Pochylając się nad talerzem zaczął pałaszować swój gulasz, a tak się przy tym
zapatrzył na Emily, \e dwa razy nie trafił do ust. Jadł palcami, zachowywał się jak w chlewie.
Travis pomyślał, \e nie przełknie kęsa, jeśli nadal będzie na niego patrzył. Odwrócił się do
Emily.
- Postawmy sprawę jasno. Powiedziałaś Jackowi, o co się zało\yliśmy? - zapytał,
usiłując nadać swojemu głosowi oburzony ton.
- Powiedziałam.
- Uznałaś więc, \e sama nie podołasz.
- Podołałabym na pewno, ale nie chciałam. To nie byłoby w porządku wykorzystać
Jacka dla wygrania zakładu. Mę\czyzni w Bostonie oczekują, \e kobieta będzie flirtować.
Jack nie zrozumiałby tego. Nie, to nie byłoby w porządku - powtórzyła z naciskiem.
- Nie zmieniasz więc zdania?
- Nie.
- Nie w porządku? A czym Jack ró\ni się od Clifforda O'Toole'a?
- Jego w to nie mieszajmy, dobrze?
- Kim jest Clifford O'Toole? - zainteresował się John.
- To przyszły mą\ Emily. Przestań mnie kopać - upomniał ją. - Nigdy go nie widziała.
- To mi się nie podoba - wtrąciła Millie. - Czemu wychodzisz za jakiegoś
nieznajomego, kiedy zale\y ci na innym.
- Nie zale\y mi na \adnym innym - zaprotestowała Emily.
- Z daleka widać, \e masz się ku Travisowi. Zlepa jesteś, dziewczyno? - sarknęła
Millie.
Emily poczuła, \e oblewa się rumieńcem.
- Mylisz siÄ™, Millie. Ledwie go znam. Odwozi mnie tylko do Golden Crest.
Millie znowu prychnęła, a Emily czym prędzej zmieniła temat. Nie śmiała spojrzeć na
Travisa.
- Wygrałam uczciwie - oznajmiła.
- Złamałaś zasady.
Zaśmiała się z przymusem.
- Nie było \adnych zasad, zapomniałeś? To była twoja decyzja, nie moja.
- Jaki zakład? - chciał wiedzieć John.
Travis posłał Emily lodowate spojrzenie, kiedy wymierzyła mu kolejnego kopniaka
pod stołem. Zignorował ostrze\enie i opowiedział Perkinsom, jak to się pokłócili i jak chciał
jej udowodnić, \e się myli.
- To był głupi zakład, ale wygrałam go. Sam jesteś sobie winien. Powinieneś był
określić zasady, jak w tej historii o jednym lichwiarzu, którą czytałam, nazywała się Kupiec
wenecki. Znasz jÄ… mo\e?
- Tak się składa, \e znam.
- Ja nie mogę jej sobie przypomnieć - wtrącił John. - Prawda, nie umiem czytać, mo\e
dlatego jej nie pamiętam.
- Ja te\ jej nie pamiętam, ale chętnie posłucham - powiedziała Millie.
- To piękna opowieść - zaczęła Emily. - Pewien d\entelmen po\yczył pieniądze i
przyrzekł je zwrócić w takim to, a takim czasie. Zgodził się te\, \e jeśli nie będzie mógł
zapłacić, da lichwiarzowi funt swojego ciała.
John otworzył szeroko oczy.
- Dla chudego to pewna śmierć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl