[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzekł.
— To nieistotne, szlachetny wilku powiedział Brian. — Najważniejsze, że
znowu jesteśmy razem; teraz musimy trochę pomyśleć. Jak tylko. . . o, otóż i oni.
Dafydd, Giles i Danielle wraz z resztą banitów istotnie weszli na polanę
w chwili, gdy pojawił się Aragh. Banici kręcili się wokół ciał kuszników i zbierali
swoje strzały. Dafydd przystanął na środku polany i rozejrzał się.
— Moją strzałę musiało zapewne ponieść — rzekł łucznik do Jima. — Czy
został zatem raniony?
— To twoja strzała trafiła Hugha de Bois? Powinienem się domyślić — odparł
Jim. — Przebiła mu naramiennik, ale reszty zbroi już nie.
— To był strzał na ślepo — powiedział Dafydd — gdyż drzewa dzieliły go
ode mnie. A jednak nie jestem zadowolony słysząc, że go trafiłem, a nie zdołałem
uczynić mu krzywdy.
— Cicho — rzekła mu Danielle. — Nawet za wstawiennictwem świętego Se-
bastiana nie uczyniłbyś więcej z takiej odległości i w takiej sytuacji. Dlaczego
ciągle udajesz, że możesz dokonywać rzeczy niemożliwych?
— Ja nie udaję jednakowoż. A co do rzeczy niemożliwych, to takowe nie
istnieją. Są tylko rzeczy, których nikt jeszcze nie nauczył się robić.
— Mówię wam, że teraz to nieważne — przerwał Brian. — Jesteśmy znowu
razem z sir Jamesem i trzeba podjąć decyzję. Sir Hugh i jego kusznicy znaleźli
schronienie wśród bagien. Czy powinniśmy ruszyć za nimi, czy też rozdzielić siły
tak, by uniemożliwić im powrót, czy też ciągnąć do twierdzy, pozostawiając ich za
142
sobą? Co do mnie, to niechętnie zostawiałbym wrogom możliwość napastowania
mojej tylnej straży.
— Oni wcale nie są wśród bagien — niespodziewanie głośno powiedział Se-
coh. — Do tego czasu z powrotem znaleźli się na grobli.
Wszyscy odwrócili się i popatrzyli na błotnego smoka, który giął się i płasz-
czył pod tyloma spojrzeniami, ale w końcu wyprostował się i odwzajemnił spoj-
rzenie.
— A to co takiego? — spytał Giles.
— Hugh de Bois i jego ludzie walczą pod rozkazami Ciemnych Mocy z twier-
dzy — rzekł Jim. — Secoh mówił mi, że Ciemne Moce pokazały Hughowi, jak
bezpiecznie przejść przez bagna i wrócić na groblę. Znaczy to, że są na niej gdzieś
między nami i stałym lądem.
— Więc nie ma o czym dyskutować — stwierdził Brian. — Twierdza przed
nami i ci kusznicy za nami tworzą sytuację nie do pozazdroszczenia. Zawrócimy
i skierujemy się przeciw nim.
— Nie wiem. . . — powiedział Jim. Czuł jakiś ucisk w dołku. — Ruszajcie
przeciw nim, jeśli sądzicie, że tak jest najlepiej. Ja muszę dotrzeć do Twierdzy
Loathly. Mam niejasne wrażenie, że czas ucieka.
— Ha! — odparł Brian i nagle zamyślił się. — Miałem to samo uczucie wczo-
raj, kiedy odszedłeś. W jakimś sensie do tej pory pozostało we mnie. Może najle-
piej będzie, jeśli ty i ja razem wyruszymy do twierdzy bez względu na to, co nas
tam czeka. Reszta może zostać i zająć się sir Hughem i jego ludźmi, jeśli spróbują
przedrzeć się tędy.
— Ja pójdę z Gorbashem — rzekł Aragh.
— I ja również — niespodziewanie stwierdził Dafydd. Napotkał wzrok Da-
nielle. — Nie patrz tak na mnie. Mówiłem, że zdobywanie zamków to nie moje
zajęcie i jest to prawda. Ale kiedy w Zamku Malvern płomienie świec zamigota-
ły, choć nie było żadnego wiatru, poczułem w sobie chłód. Ten chłód nadal jest
we mnie i myślę, że nigdy nie pozbędę się go, zanim nie odszukam i nie pomogę
unicestwić jego przyczyny.
— Ależ ty jesteś rycerzem — rzekła Danielle.
— Nie kpij ze mnie — odparł Walijczyk.
— Kpić? Ja wcale nie kpię. Ja również idę z tobą.
— Nie! — Dafydd ponad jej głową spojrzał na Gilesa. — Każ jej zostać.
Giles chrząknął.
— Sam jej każ zostać — odrzekł.
Danielle położyła rękę na wiszącym u pasa sztylecie.
— Nikt mi nie będzie rozkazywał, czy mam zostać, czy iść, ani cokolwiek
innego — rzekła. — A tym razem idę.
— Giles — wtrącił Brian, ignorując jej słowa — dasz radę sam zatrzymać sir
Hugha i jego ludzi?
143 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl