[ Pobierz całość w formacie PDF ]
otwartych drzwi i w ciemne wnętrze, i pochwycił lampę. Strzecha była stara i wysuszona po
upalnym lecie, zwisająca między krokwiami. Zapalił ją od lampy w dwóch miejscach nad
wielkim stołem, gdzie przeciąg z okiennic mógł rozdmuchać płomień, i jeszcze przy
drzwiach, zanim wypadł na zewnątrz. Tam wyjął zapalony knot, rzucił go na dach i wylał tam
resztę oleju. Wietrzyk podnoszący się zwykle o zachodzie słońca po cichym dniu, właśnie się
zrywał od zachodu. Pochwycił niewielki płomień, posyłając w górę dachu ognistego węża. Z
wnętrza chaty doleciał odgłos niczym westchnienie olbrzyma, a płomienie wybuchły i zaczęły
lizać strzechę między krokwiami. Elave pobiegł do okiennic od strony brzegu, chwycił i darł
je z całych sił, póki jeden panel nie ustąpił i nie odchylił się, a z wnętrza wypadł kłąb dymu a
w ślad za nim wysokie języki płomieni z rozdmuchanego wewnątrz ognia. Odskoczył i stał,
przyglądając się swemu straszliwemu dziełu, gdy dym kłębił się a płomień unosił ponad
dachem.
Cadfael zobaczył go pierwszy i podniósł krzyk:
- Pali się! Twoja chata się pali! - I zaczął biec, ale Jevan, nie zwracał uwagi na nic
poza wieżą dymu i ognia, przyćmiewającą zachód, na tle którego ją widział, różowość i blade
złoto nieba. Rzucił się na oślep wzdłuż ściany chaty do jej szczytu i wpadł do środka przez
dym wypełniający wejście.
Elave okrążył róg budynku w samą porę, by zobaczyć go twarzą w twarz, przerażającą
maskę zgrozy z otwartymi wrzeszczącymi ustami i oszalałymi oczami, zanim Jevan rzucił się
bez namysłu w duszącą ciemność w środku. Elave chwycił go nawet za rękaw, by go
powstrzymać przed tym szaleństwem, ale tamten wydarł się i uderzył go pięścią w twarz,
odpychając zataczającego się, aż rozdzielił ich wybuch płomieni. Potykając się i padając w
wysokiej trawie, Elave zobaczył, że podmuch wiatru odwiewa na bok dym. Patrzył wprost w
otwarte drzwi i widział, chcąc nie chcąc, co się dzieje wewnątrz.
Jevan wdrapał się na długi stół i zanurzył obie ręce po łokcie w płonącej strzesze
zwisającej mu nad głową, szukając czegoś tam ukrytego. Znalazł to i szarpnął wściekle,
obejmując ramionami, jęcząc i wijąc się z bólu poparzonych rąk. Potem połowa nadwątlonej
strzechy zawaliła się na niego w wielkim wybuchu płomienia, on zaś zniknął w oślepiającej
jasności ognia z wyciem bólu i wściekłości.
Elave wygrzebał się z trawy i rzucił naprzód, zasłaniając twarz ramionami. Hugo
nadbiegł bez tchu, i zatrzymał w wejściu, gdy żar odepchnął ich obu, kaszlących i
krztuszących się. I nagle jakaś czarna postać wyprysnęła spomiędzy nich, ciągnąc za sobą
niczym kometa ogon dymu i iskier. Ubranie i włosy miała w ogniu, a w ramionach tuliła
jakieś bezkształtne zawiniątko. Zawodziła cienko niczym zimowy wiatr w drzwiach i w
kominie. Skoczyli, by ją przechwycić i zgasić płomienie, ale była zbyt nagła i zbyt szybka.
Pomknęła w dół stoku niczym żywa pochodnia i skoczyła daleko w środek nurtu rzeki.
Sewema zasyczała i splunęła, a Jevan znikł, porwany prądem obok swych sieci i skór, obok
Fortunaty zesztywniałej od wstrząsu w ramionach Cadfaela, w dół rzeki, by wypłynąć gdzieś
na brzegu na wolniejszych odcinkach płytszej wody, gdzie rzeka okrążała miasto.
Fortunata widziała go jak przepływa, obracając się, i szybko znika z oczu. Nie płynął.
Obejmował oburącz zawiniątko, dla którego przedtem zabił, a teraz sam umierał.
To był koniec. Nic nie można było zrobić dla Jevana z Lythwood ani dla jego płonącej
posiadłości, poza pozostawieniem jej oczyszczającym płomieniom. Nic nie mogło się zająć
ogniem, bo wokół było puste pole. Dla Hugona i Cadfaela ważne było teraz wydostanie tych
dwojga wstrząśniętych i oniemiałych z powrotem w realny świat znajomych rzeczy, nawet
jeśli jedno z nich musiało wrócić do osieroconego i zdjętego zgrozą domu, a drugie do
kamiennej celi i grozby potępienia. Fortunata powtarzała w kółko:
- On by mnie nie zranił - nie zraniłby! - A w końcu, po wielu takich powtórzeniach,
prawie niedosłyszalnie szepnęła: - Zraniłby?
Od Elave a nie usłyszano nic poza pełnym zgrozy protestem:
- Ja tego nie chciałem! Nie wiedziałem! Skąd miałem wiedzieć! Nie życzyłem mu
tego! - I na koniec, z furią na samego siebie, powiedział: - I nawet nie wiemy, czy miał coś na
sumieniu, nawet teraz tego nie wiemy!
- Tak! - odparła wtedy Fortunata, wyrywając się z lodowatego otępienia. - Ja wiem!
On mi powiedział.
To jednak była opowieść, której nie mogła jeszcze opowiedzieć w całości, ani Hugo
nie mógł jej na to pozwolić, bo była zdjęta jakimś nienaturalnym, wewnętrznym chłodem, i
chciał ją odwiezć do domu.
- Zajmij się chłopakiem, Cadfaelu, i odstaw go pod opiekę biskupa, zanim mu dopiszą
wałęsanie się do innych oskarżeń. Ja odwiozę tę pannę do jej matki.
- Biskup wie, że wyszedłem - powiedział Elave, ożywiając się i prostując ramiona,
które nie mogły jeszcze zrzucić oszałamiająco ciężkiego brzemienia. - Błagałem go i dał mi
zwolnienie.
- Naprawdę? - zdziwił się Hugo. - Tym lepiej dla niego i dla ciebie. Można liczyć na
takiego biskupa. - Wskoczył sprężyście na siodło i wyciągnął ręce do Fortunaty. Jego
ulubiony kościsty siwek nawet nie zauważy nieznacznego przybytku ciężaru. - Podaj mi ją
chłopcze... Tak, twoja stopa na mojej. A teraz bądz rozsądny i pozostaw wszystko do jutra.
Zrobię to, co trzeba jeszcze zrobić.
Owinął swym płaszczem ramiona dziewczyny i oparł ją bezpiecznie o siebie.
- Jutro rano, Cadfaelu, będę u opata. Na pewno wszyscy się spotkamy nim dzień
minie.
Odjechali cwałem w górę stoku, odwracając się od łuny, która już dogasała w
poczerniałym, dymiącym stosie belek pozbawionych dachu, i od owczych skór wijących się
w sieciach w silnym prądzie, podczas gdy woda pod przeciwnym brzegiem była gładka i
prawie spokojna.
- I my ruszajmy - powiedział Cadfael, zbierając wodze kuca bo nikt tu nic więcej nie
zdziała. Wszystko się skończyło, a mogło się skończyć gorzej. Ty jedz, a ja pójdę obok, i
dotrzemy spokojnie do domu.
- Czy zrobiłby jej krzywdę? - spytał Elave po długim milczeniu, kiedy jechali
gościńcem między dobrze prosperującymi sklepami i domami Frankwell i zbliżali się do
mostu.
- Skąd mamy wiedzieć, skoro ona sama nie była pewna. Opatrzność boska zrządziła,
że tego nie zrobił. To nam musi wystarczyć. A ty byłeś Jego narzędziem.
- Sprawiłem, że brat Girarda nie żyje. Czy on może mnie nie obwiniać? Czego innego
mam się spodziewać?
- Czy byłoby lepiej dla Girarda, gdyby jego brat przeżył i został powieszony? - spytał
Cadfael.
- A jego nazwisko rozgłoszone w publicznym procesie? Nie, zostaw Girarda
Hugonowi. To rozsądny człowiek, nie wezmie ci tego za złe. Zwróciłeś mu córkę, więc nie
pożałuje ci jej, kiedy przyjdzie czas.
- Nigdy nikogo nie zabiłem. - Głos Elave a był znużony i zadumany. - Przez te
wszystkie mile podróży, niebezpieczeństwa i walki po drodze, chyba nigdy nie przelałem
krwi.
- Nie zabiłeś go i nie wiń siebie bardziej, niż powinieneś. Zabiły go jego własne
czyny.
- Myślisz, że mógłby wydostać się gdzieś na brzeg? %7ływy? Mógłby żyć? Po czymś
takim?
- Wszystko jest możliwe - powiedział Cadfael. Pamiętał jednak ramiona w dymiących
rękawach zaciśnięte na tej rzeczy, którą Jevan wydarł z ognia, długie ciało unoszone pod
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Baum, L Frank Oz 16 Kabumpo in Oz
- Delaney Joseph Kroniki Wardstone 05 Pomyłka Stracharza
- Anne McCaffrey Pern 16 The Master Harper of Pern
- Kroniki Drugiego Kregu 2 Piolun i Miod
- Nicholas Sparks Kronika pewnej miłości
- Kroniki Obernewtyn
- Flip This Zombie (Living With the Dead) Jesse Petersen
- 03 Julie Kistler Na ślubie brata
- dziady_16
- Uczeń.Jedi.05.Jude.Watson Obrońcy.umarłych
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl