[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przynosili coś dobrego do jedzenia, jak w dawnych głodnych czasach, o których tak
szybko wszyscy zapomnieli.
Dowiedziawszy się od Medei o jej trudnościach z dalszym podróżowaniem
natychmiast zadzwonił do naczelnika portu i ten obiecał znalezć jej miejsce na
pierwszym porannym statku, nie gwarantując jednak żadnych wygód.
Siedzieli przy stole do póznego wieczoru, dopili dobre wino, napili się słabiutkiej
herbaty i Tasza, nawet nie zapytawszy, po co Medea jedzie do Taganrogu, zaczęła
opowiadać o jakiejś kratce z okresu mezolitu znalezionej przez nią w okolicach
morza Azowskiego. Medea długo nie mogła zrozumieć, czym ona się tak podnieca,
póki Tasza nie rozłożyła przed nią na resztkach ryby sfatygowanych kawałków
papieru z ręcznie zrobionymi rysunkami przedstawiającymi coś na wzór kratki do gry
w kółko i krzyżyk i nie oznajmiła, że kratka ta jest jednym z najbardziej stałych
symbolów kultu z okresu paleolitu znalezionych w Egipcie, na Krecie i w Ameryce
sprzed czasów Kolumba, a teraz również tu, w Kraju Nadazowskim...
Siergiej Iliarionowicz zapadł w fotelu w starczą drzemkę, od czasu do czasu się
budząc, a ponieważ był dobrze wychowany, kiwał wtedy zgodnie głową, coś z
aprobatą mamrotał i znów zasypiał.
Medea, której naukowe badania Taszy w ogóle nie interesowały, cierpliwie czekała
na koniec lekcji i dziwiła się, że ta ani razu nie wspomniała
o swej córce i wnuczce, które mieszkały w Leningradzie.
Medea zgodnie kiwała głową przy każdym kolejnym wniosku Taszy i myślała o tym,
jak zawzięty może być człowiek, jak trwałą bywa czasami pasja, nie ulegająca
żadnym zmianom, tak samo jak te krateczki, kółeczka i punkciki, które, raz
odciśnięte, pozostają w różnych potajemnych zakamarkach na całym świecie przez
tysiąclecia * w piwnicach muzeów, na wysypiskach, wydrapane na wyschniętej ziemi
czy na rozsypujących się płotach...
Rano przyjechał wysoki tęgi mężczyzna w marynarskim mundurze bez
naramienników i zabrał Medeę z pogrążonego we śnie domu Aawińskich. Godzinę
pózniej siedziała już na mocno wyeksploatowanym statku towarowym w zatoce
Kerczeńskiej, który wyglądał tak znajomo, jakby należał do starej armady jej dziadka
Charłamija.
Stateczek, sapiąc i z trudem się poruszając, jak na staruszka przystało, dotarł do
Taganrogu dopiero pod wieczór. Mżawka zamieniła się w drobny deszcz i Medea, po
dwunastogodzinnym siedzeniu na drewnianej ławce na pokładzie w pozycji
wyprostowanej i z zaciśniętymi kolanami, zeszła po trapie, czując się raczej jak część
drewnianej ławki, od której przed chwilą się oderwała, niż żywym człowiekiem.
Rozejrzała się na przystani: prócz samotnej latarni i chłopaka, który jechał z nią
razem z Kerczu
i póki było jasno czytał grubą książkę, nikogo i niczego nie zauważyła. Chłopak był
w takim wieku,
kiedy zwrot młody człowieku" w stosunku do jego osoby mógł go jeszcze peszyć.
* Proszę mi powiedzieć, młody człowieku, jak lepiej dojechać do Rostowa nad
Donem, pociÄ…giem czy autobusem.
* Autobusem * odpowiedział krótko.
Obok chłopaka stał kosz z dwiema rączkami obwiązanymi tkaniną z przyjemnym i
jakby znajomym wzorkiem. Medea zatrzymała na nim wzrok: wypłowiałe, ledwo
widoczne kwiaty rumianku zebrane w okrągłe wiązanki... Chłopiec przechwycił jej
spojrzenie i pchnąwszy kosz nogą, powiedział coś niedorzecznego:
* Jeśli wejdzie do bagażnika, to i dla pani miejsca starczy.
* Co pan powiedział? * nie zrozumiała Medea.
* Brat po mnie z Rostowa przyjedzie. Samochodem. Myślę, że mogłaby pani z nami
się zabrać...
* NaprawdÄ™? Zwietnie...
Uczucie straszliwej pustki nie opuszczające jej odkąd przeczytała ten potworny,
pośpiesznie napisany, niedbały list, nie przeszkodziło jej poczuć chwilową ulgę:
Dzięki ci Boże, żeś nie zostawił mnie samej i tym razem, zsyłając swych aniołów
podróży, jak Tobiaszowi..."
Chłopak, który nawet nie podejrzewał, że spełnia obowiązki anioła podróży, odsunął
tępym czubkiem buta kosz na bok i wyjaśnił Medei:
* Ma duży wóz, pobiedę", ale może coś w nim wiezie...
Mówił bardzo poprawnie i po jego sposobie mówienia domyśliła się, że pochodzi z
dobrej rodziny. Widocznie nie na próżno czytał te swoje grube książki.
Jakieś piętnaście minut pózniej pojawił się krzepki młody człowiek, pocałował
chłopaka i poklepał go po ramieniu:
* Zuch z ciebie, Losza! Czemu ciotki nie przywiozłeś?
* Obiecała latem przyjechać. Nogi ją bolą.
* Biedactwo... Jak ona tam sobie sama radzi? Widać było, że to go naprawdę
interesuje, więc
czekał na odpowiedz:
* Wygląda, że wszystko w porządku. Jeden pokój wynajmuje. Lokator * porządny
człowiek, z Leningradu, pracuje na stacji meteorologicznej. Przywiózł jej drewna na
opał. Tu są prezenty od ciotki. * Kiwnął w stronę kosza. * Nie chciałem brać, ale i tak
dała...
Mężczyzna machnął ręką:
* Nie ma sensu z nią o to się kłócić... Podniósł kosz. Chłopak go zatrzymał:
* Tola, ta pani też do Rostowa jedzie. Masz miejsce?
Tola odwrócił się do Medei, jakby dopiero teraz ją zauważył, chociaż przez cały czas
stała obok.
* Jest. PodwiozÄ™ paniÄ…. DokÄ…d w Rostowie?
* Na dworzec kolejowy.
* Wezmę pani plecak * przerzucił plecak przez ramię.
Medea wciąż dziękowała w myślach: Dzięki ci Panie Boże za twe dobrodziejstwa,
za wszystko co na mnie zsyłasz, pozwól mi przyjmować wszystko z pokorą..."
Była to jej zwykła rozmowa z Bogiem, mieszanka wykutych kiedyś na pamięć
modlitw i własnego tekstu, szczerego i pełnego wdzięczności...
Nie zdążywszy więc rozprostować nóg po długim siedzeniu na pokładzie, wsiadła do
samochodu, gdzie zresztą było ciepło i wygodnie. Jej wilgotne ubranie może nie
wyschło, ale zrobiło się cieplejsze od jej ciała. Drzemiąc, słyszała urywki rozmowy
braci: coś o ślubie siostry, uczelni pedagogicznej, gdzie chłopak studiował na
pierwszym roku, o Symferopolu, ciotce, którą odwiedzał w Starym Krymie.
Trzeba kiedyś wpaść do Niny" * przemknęło jej przez głowę wspomnienie o dawnej
sąsiadce z Teodozji, która przeprowadziła się do Starego Krymu po pożarze domu na
ich starej ulicy. Myślała przez sen o Ninie, jej starej matce, której po tamtym pożarze
pomieszało się ze strachu w głowie, i jej młodszej siostrze z poparzeniem
przedramienia, którą leczyła wtedy prostymi, ale sprawdzonymi ludowymi
sposobami...
Do dworca kolejowego dotarli, kiedy całkiem się ściemniło, prawie w środku nocy.
Kierowca wziął plecak Medei i zaprowadził ją do kasy. Przy jednym z okienek stała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Teresa od Dzieciątka Jezus myśli
- Reformed Dru
- Aldiss Brian W. PoniekÄ…d sztuka
- 081. McWilliams Judith Reklamacji nie bedzie
- 035 Hall Marissa Bo to sić™ czasem tak zaczyna...
- Balzac Grand homme de province a Paris
- Jamie Lynn Miller Darkness Falls
- Barry Bede WiesśÂ‚aw Wernic
- Defoe Daniel Kapitän Singleton
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- littlewoman.keep.pl