[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chcesz, żebym do kogoś zadzwonił? - Zdał sobie sprawę, jak niewiele o niej
wie. - Do matki?
- Moja matka nie żyje.
- Masz jakÄ…Å› innÄ… rodzinÄ™?
Straszny ból na chwilę złagodniał. Aisling otworzyła oczy.
- Nie, jestem sama.
Na szczęście godziny szczytu minęły i na ulicach panował względnie mały
ruch. Nie uspokoił się jednak, dopóki samochód nie wjechał na teren szpitala.
- No, jesteśmy.
Aisling otworzyła oczy, wzrok jej padł na napis:  Wypadki i sytuacje awaryj-
ne".
- Ale trafnie - powiedziała łamiącym się głosem. - Dziecko było wypadkiem,
a to jest sytuacja awaryjna!
Gianluca niemal się uśmiechnął, ale po raz pierwszy w życiu zabrakło mu
śmiałości. Gdyby się nie pospieszyli, jego dziecko urodziłoby się na parkingu. Fotel
na kółkach, lekarz i położna pojawili się jak za dotknięciem różdżki i Aisling zo-
stała zawieziona na porodówkę. A potem rozpętało się piekło. Tak przynajmniej
mu się wydawało.
Były jakieś światła i ludzie ubrani na zielono, zasypujący go pytaniami, na
większość których nie potrafił odpowiedzieć. Trzymała go w niewiedzy, pomyślał,
i ponownie ogarnęła go furia.
- To pan jest ojcem? - zapytała położna. Przynajmniej na to umiał odpowie-
dzieć, chociaż zrobił to w swoim ojczystym języku:
- Si, io sono il padre!
- A więc pan zostaje?
S
R
Aisling gwałtownie podniosła głowę.
- Nie!
- Si - sprzeciwił się jej, patrząc w oczy. - Zostaję.
Aisling nie była zadowolona. Nie chciała, żeby ją widział taką słabą. Teraz
wkładali jej nogi w jakieś strzemiona - jak będzie mogła po tym kiedykolwiek spoj-
rzeć na niego? Przygryzła wargi z zażenowania i odwróciła głowę, bo skurcze stały
się silniejsze i częstsze.
A potem wszystko przestało ją obchodzić, poza tym co kazali jej robić. Na
przykład przeć. I ona, która nienawidziła tracić kontroli nad sytuacją, tak bardzo
pragnęła, by ten straszny ból zelżał, że niemal z wdzięcznością przyjmowała kate-
goryczne rozkazy.
Sala była zatłoczona, ponieważ dodatkowo przyszedł królewski położnik z
pobliskiej kliniki wezwany przez lekarza Gianluki z Rzymu.
- Błagam! - jęczała Aisling. - Ja tylko chcę mieć to dziecko!
Gianluca rzucił niespokojne spojrzenie na lekarza, ale po raz pierwszy w ży-
ciu musiał zrzec się władzy. Chciał pomóc Aisling, a nie mógł nic dla niej zrobić.
Kiedy próbował chwycić ją za rękę, odepchnęła go i nie chciała nawet na niego
spojrzeć.
Zrozumiał, że poród zbliża się do końca, gdy wśród rozpaczliwych krzyków
wyciągnęła do niego dłoń, gryząc wargi do krwi i wbijając mu paznokcie w skórę.
- Pomóż mi! - wyszeptała. - Gianluca, proszę, pomóż mi.
- Wszystko będzie dobrze, cara - pocieszał ją ochrypłym głosem.
- Panie Gianluca, chce pan zobaczyć, jak się rodzi pana dziecko?
Odwrócił się do Aisling i ich oczy się spotkały. Wiedziała, że tego mu nie
może odmówić. A kiedy kiwnęła potakująco głową, zapragnęła, by wszystko było
inaczej. Normalnie. %7łeby byli jak inne pary w tej sytuacji. Ale przecież oni nie są
parą, przyszło bolesne przypomnienie, zanim kolejny ból, silniejszy niż wszystkie
dotąd, je zamazał.
S
R
Oszołomiony Gianluca obserwował fizyczny proces narodzin, który wydawał
się o lata świetlne oddalony od pożądania. Ostatni krzyk Aisling przeciął powietrze.
Zaszokowany zobaczył czarne włoski i usłyszał pełen wigoru krzyk. Potrząsnął
głową, jakby nie wierzył własnym oczom.
Ale kiedy ruchliwe zawiniątko znalazło się w jego ramionach, Gianluca spoj-
rzał i serce zalała mu fala miłości.
ROZDZIAA DZIESITY
- Pani partner czeka na paniÄ….
- Dziękuję. - Aisling drżącymi rękami wzięła niemowlę.
Nie miało sensu poprawiać położnej. Niech sobie wierzy, że ona i Gianluca są
sobie bliscy, jeśli to pasuje do jej wyobrażeń o szczęściu. Smutna prawda polegała
na tym, że niewiele sobie powiedzieli. Jego łagodne słowa przeznaczone były wy-
łącznie dla syna, a promienne, charyzmatyczne uśmiechy dla pielęgniarek i lekarzy,
którym był taki wdzięczny.
- To niesamowite, że chce utrzymać w tajemnicy swoją darowiznę na rzecz
specjalnego oddziału dziecięcego! - gruchała położna. - I bilety do teatru dla całego
personelu! Ma pani szczęście, Aisling.
Szczęście? Po raz ósmy poprawiła kaszmirowy kocyk, w który zawinęła syn-
ka. Zastanawiała się, gdzie się podziało jej opanowanie, którym tak się szczyciła.
Czy inne młode matki też tak się czują? Też odchodzą od zmysłów ze strachu,
że zrobią coś zle? Martwią się, że upuszczą niemowlę albo że będzie mu za gorąco
lub za zimno?
Piękne dziecko, które tak bardzo przypominało swojego ojca, nadal nie miało
imienia, nie potrafili bowiem się zgodzić na żadne.
Aisling chciała zostać dłużej w szpitalu, wiedząc, że nie będzie wtedy musiała
podejmować żadnych ważnych i trudnych decyzji. Ale teraz tak już się nie robi.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl