[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poruszył ręką, chcąc zasłonić twarz przed błyskawicznie pęczniejącą, przesłaniającą wszystko
chmurą żaru, ale ręka zdołała podnieść się tylko do pasa i zamarła tam. Skamieniały zobaczył,
że leci na niego wrząca parząca czerń, z której docierał cichy a jednocześnie przerazliwy
wizg: ustokrotniony dzwięk ścierających się ze sobą tysięcy przesypanych piaskiem tafel
szkła.
A potem z tyłu, gdzie stał sierżant, doleciał huk i zanim ucho w pełni odebrało ten
dzwięk, żar i wizg i napór ustały. Górna połowa głowy Agnes eksplodowała, ciało zakołysało
się, tak samo jak ciała wszystkich obecnych w pokoju. Potem rozległ się drugi huk i pocisk
uderzył w szyję bezwładnie opadającego na plecy ciała małej. Devey z rewolwerem w
wyciągniętych dłoniach wysunął się przed skamieniałego Horwitsa, ustawił się tak by mieć
pełny widok na ciało dziewczynki i wpakował w głowę pozostałych sześć pocisków.
- Przestań, kurwa, przestań! - zaczął chrypieć Patchet, gdy ustał huk i gdy udało mu się
zerwać krawat.
- Dobrze - powiedział spokojnie sierżant wytrząsając wypracowanym pewnym ruchem
łuski na podłogę. - Przestaję...
Odsunął się i włożył w rewolwer nowy zestaw nabojów. Patchet dzwig - nął się
podpierając łokciami i dłońmi, zakołysał się i pochylił nad łóżkiem; małe szczupłe ciałko z
odstrzeloną praktycznie głową leżało nieruchomo. Kilka czujników usiłowało zwrócić czyjąś
uwagę na ewidentnie odbiegający od normy stan podłączonego doń pacjenta. Lekarz leżał na
plecach, jego lewa ręka poruszała się kolistym ruchem, jakby chciał sobie podrapać o podłogę
swędzącą lewą dłoń.
- Dlaczego zniszczyłeś... - Patchet prawie zaszlochał kierując załzawione oczy na
policjanta - ...obiekt? Odpowiesz, draniu. Przynajmniej głowa...
- Mam nadzieję, że udało mi się ją zniszczyć, a zwłaszcza głowę - rzucił Devey. - Nie
potrzebujemy takich potworów. Ja nie potrzebuję, jeśli chcesz żebym sprecyzował.
- Ale ona... Moc...
Devey wyjął z kieszeni drugi zapasowy bębenek i złowieszczo zważył go w ręku.
Horwits poczuł, że to jeszcze nie koniec incydentu. Sierżant podszedł do aparatury i nie
zwracając uwagi na chrypienie Patcheta odsunął jakiś monitor, żeby wyszarpnąć skądeś
kanciasty pojemnik z ciemnobrązową cieczą. Podszedł do łóżka i chlusnął zawartością na
ciało. Patchet rzucił się do niego, ale widząc skierowaną na siebie lufę znieruchomiał.
- Odpowiesz za to - załkał ochryple.
- Pierdol siÄ™.
Dokończył starannego polewania pościeli przenikliwie pachnącym płynem, rzucił na
łóżko pojemnik i wyjął z kieszeni zapalniczkę. Zerknął przez ramię na podnoszącego się z
podłogi Emmerheldta. Skinął z aprobatą głową.
- Ewakuacja, panowie - rzucił krzesząc ogień.
Pierwszy chwiejnie runÄ…Å‚ do drzwi Emmerheldt, pozostali trwali w bezruchu, Devey
przyłożył do pościeli płomień, buchnął ochoczo.
- Ja - do widzenia! - powiedział i ruszył za lekarzem.
Horwits nie czekał na Patcheta. Nie śpieszył się, ale też nie widział powodu, by
wpatrywać się w płonące łóżko i wąchać smród przypalanego ciała. Zanim ruszył zerknął na
zegarek; pomyślał, że wizyta trojaczków plus jazda chryslerem plus lot, czyli cały udział w
operacji Greenpeace, zajęły mu pięć godzin. Boże, co za... idiotyczne... idiotyczna...
Straciliśmy coś ogromnie ważnego, powinienem łkać, dlaczego oddycham wreszcie z ulgą?
Machnięciem ręki przegnał sprzed oczu napływający kłąb dymu. Horwits pożegnał
spojrzeniem małe szczupłe ciałko otulane chwiejnym postrzępionym kokonem płomieni.
Wyszedł na korytarz, gdzie sierżant Devey uwolnił właśnie z klatki pomiaukującego
małego pręgowanego kotka.  Pielęgniarka stała obok drzwi z ogromnym pistoletem w
spokojnej ręce, ale jej oczy szukały nerwowo celu. Albo przełożonego. Emmerheldt
obmacywał swój tył głowy pojękując przez szeroko otwarte usta. Pierwszy gęsty kłąb dymu
wypełzł na korytarz, zaraz za nim wypadł Patchet z załzawionymi oczami. Widząc czekającą
nań grupę wychrypiał coś, poklepał się po piersi i zrobił dwa niepewne kroki w ich kierunku.
Pomajtał ręką przed sobą.
- Rzuć to... - wybełkotał. Pielęgniarka - zobaczył Horwits - zerknęła w dół, na swojął
dłoń, ale Patchet sprecyzował żądanie: - Devey, kurwa! Zabiłeś obiekt, a bawisz się tym
gównem?! Rzuć kota, najlepiej w ten swój ogień, mówię ci, bo ju...
Nagle oczy fajtnęły mu pod powieki, kolana załamały się, ciało okręciło i wykonawszy
niemal cały obrót spoczęło z łomotem na podłodze. Głowa jakby zamierzała się poturlać, ale
w końcu zamarła nieruchomo. Emmerheldt z pielęgniarką rzucili się do niego, a Devey - o
dziwo - odwrócił i spokojnie wyszedł na korytarz. Jak przykuty doń jakimś rozkazem Horwits
zrobił krok, drugi i ruszył za sierżantem. Ponad jego ramieniem do tyłu patrzył wczepiony w
materiał marynarki kot, w jego oczach rozjarzyły się iskierki odbitego w zrenicach ognia. W
milczeniu doszli do windy i wsiedli do kabiny. Piętro niżej dobiegł ich z góry głośny huk i
przeciągły łoskot.
Horwits wiedział, że za nic na świecie nie popatrzy do tyłu, wpatrywał się uparcie w
drzwi windy, nie odwracając głowy wykrztusił:
- Atak serca?
Po chwili ciszy dobiegło z tyłu:
- Tak sÄ…dzÄ™.
Kot miauknÄ…Å‚ cicho.
- Na pewno - szybko powiedział Devey.
Po raz pierwszy jest naprawdę zdenerwowany, pomyślał Horwits. O matko! %7łebym się
mylił!!!
- Absolutnie pewne, że serce.
To był głos Horwitsa i mówił Horwits, i jednocześnie wydawało mu się, że nie on mówi i
nie swoim głosem, i nie serce, i nie atak, ale jednak ono, i atak... I że...
Och, na Boga, kiedyż ta winda w końcu stanie???
Jacek Dukaj
Ponieważ kot
Chłopiec bawi się z kotem. Kot jest czarny, ma ślepia jak szmaragdy. Porusza się, jakby
ktoś przelewał z miejsca na miejsce płynną ciemność. Chłopiec wygląda najwyżej na sześć
lat. Jest tak skupiony, że nawet się nie uśmiecha; przygryza wargę, wydyma policzek, robi
dziwne miny. Kot czasami umyka przed jego rękoma, czasami nie; czasami poruszają się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl