[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciepła i takiej wygody nie zaznała już od dawna co najwyżej w sennych przywidzeniach.
Jakiż to miły sen! mruknęła. Jest mi ciepło, jak w raju. Nie... nie chce... się... otwierać oczu.
Istotnie był to chyba sen. Czuła, iż leży przykryta stosem ciepłych, miłych kołderek. Tak, czuła, że to
kołdry, a kiedy wyciągnęła rękę, namacała coś przypominającego edredenową pierzynkę w
satynowej poszewce. Nie powinna budzić się z tego czarownego snu powinna leżeć cicho, by go
nie spłoszyć.
Ale spać nie mogła choć przemocą zamykała oczy. Budziło ją coś nieokreślonego, znajdującego
się w pokoju jakieś światło oraz odgłos odgłos trzeszczącego i huczącego ogniska.
Niestety, budzę się! westchnęła smutno. Cóż na to poradzić!
Otwarła oczy mimowolnie i naraz uśmiechnęła się, gdyż czegoś podobnego nie widywała nigdy na
poddaszu i wiedziała, że nigdy nie ujrzy.
No, przecież się nie obudziłam! szepnęła, wsparłszy się na łokciu i rozglądając się wokoło.
Ja jeszcze śnię!
Była pewna, że to tylko sen... bo to, co widziała, było na jawie rzeczą wprost niemożliwą.
Oto co widziała: na kominku płonął jasny, huczny ogień, nad którym wisiał mały imbryk, bulgoczący i
syczący wrzątkiem; na podłodze leżał rozesłany czerwony dywan, gruby i ciepły; przed ogniskiem
stał składany fotel, zasłany poduszkami, a koło niego mały składany stoliczek, nakryty białym
obrusem i zastawiony małym serwisem były tam opatrzone wieczkami półmiseczki, filiżanka,
sosjerka i czajnik; na łóżku była nowa, ciepła pościel oraz powleczona satyną pierzynka; w nogach
leżał jedwabny watowany szlafroczek, para puszystych pantofli i kilka książek. Pokój przemienił się
w jakąś zaczarowaną krainę i był zalany miłym światłem, gdyż na stole stała jasno świecąca
lampa osłonięta różowym kloszykiem.
Sara siadła, wsparta na łokciu, a oddech jej stał się prędki i nierówny.
Jakoś to wszystko... nie znika westchnęła. Ach, takiego snu jeszcze nigdy nie miałam!
Przez pewien czas nie ważyła się na żaden ruch. W końcu jednak odrzuciła kołdry i z pełnym
zachwytu uśmiechem stanęła obiema nogami na podłodze.
Zni mi się... że wychodzę z łóżka słyszała wyraznie dzwięk własnych słów. Stanęła na środku
pokoju, obracając się z wolna na wszystkie strony. Zni mi się... że to wszystko nie znika... że jest
prawdziwe... Zni mi się, że odczuwam tę rzeczywistość... Wszystko jest zaczarowane... albo sama
jestem zaczarowana... Mnie się tylko zdaje, że widzę to wszystko... Ale gdyby się tak mogło wciąż mi
wydawać... niechby tak było! Niechby było!
Stała tak przez chwilę, dysząc ciężko, po czym zawołała:
Ach, to wszystko nieprawda! To nie może być prawdą! Ale jakże wydaje się prawdziwe!
Buzujący ogień pociągnął ją ku sobie; uklękła przed nim i wyciągnęła ku niemu ręce ale musiała je
cofnąć, poczuwszy niezmierne gorąco.
Ogień widziany tylko we śnie nie mógłby być gorący! zauważyła głośno.
Zerwała się na nogi, dotknęła stolika, serwisu, kobierca; podeszła do łóżka i pogładziła pościel. W
końcu pochwyciła miękki watowany szlafroczek, przycisnęła go do piersi i przytuliła doń policzek.
Ciepły! Miękki! zawołała, omal nie płacząc ze szczęścia. On jest prawdziwy! Nie może być
inaczej!
Zarzuciła go sobie na ramiona i obuła się w pantofle.
I one są prawdziwe! Wszystko jest prawdziwe! zawołała. Ja nie śnię... nie śnię!
Krokiem jakby pijanym podeszła ku książkom i otworzyła tę, która leżała na wierzchu. Na czystej
kartce przed okładką ujrzała wypisanych kilka słów:
Małej dziewczynce z poddasza. Od przyjaciela.
Ujrzawszy ten napis, Sara choć nie miała tego w zwyczaju położyła twarzyczkę na książce i
zalała się łzami.
Nie wiem, kto mi to przysłał rzekła w każdym razie ktoś troszczy się o mnie. Mam
przyjaciela!
Wzięła świecę i wszedłszy do pokoju Becky, stanęła koło jej łóżka.
Becky! Becky! szepnęła, jak mogła najgłośniej. Obudz się!
Gdy Becky się zbudziła i siadła na łóżku, z lękiem podnosząc twarz, na której widać jeszcze było
ślady niedawnych łez, ujrzała koło siebie drobną jakąś postać w kosztownym watowanym szlafroku z
karmazynowego jedwabiu. Becky nie chciała wierzyć własnym oczom: koło jej łóżka stała z
jaśniejącą, przedziwną twarzą księżniczka Sara jaką ona pamiętała z dawnych czasów i
trzymała w ręce świecę.
Chodz do mnie! Chodz, Becky! szeptało zjawisko.
Becky zbyt była przerażona, by mogła odezwać się choć słówkiem. Wstała tylko i podążyła za Sarą,
szeroko otwierajÄ…c ze zdumienia oczy i usta.
A gdy przekroczyły próg, Sara cicho zamknęła drzwi za sobą i wciągnęła sąsiadkę w jakąś ciepłą i
jasną przestrzeń, w której aż się w głowie mąciło człowiekowi zwłaszcza po dłuższym poście.
To wszystko jest prawdziwe! Prawdziwe! wołała. Dotykałam już wszystkiego po kolei!
Wszystko takie rzeczywiste, jak i my, Becky! To jakiś czarodziej przyszedł do nas, gdyśmy spały...
ten czarodziej, co nie pozwala, by na człowieka miała spaść najgorsza bieda!
Odwiedziny
Wyobrazcie sobie (jeżeli potraficie), jak wyglądała reszta owego wieczoru: jak Sara i Becky kucały
koło ognia, który skrzył się, lśnił i hasał wesoło na kominku jak podnosiły pokrywki półmisków i
znajdowały pod nimi to ciepłą, smaczną zupę, która sama w sobie mogła zaspokoić ich apetyt, to
kanapki, grzanki i biszkopty, których wystarczyłoby dla obu dziewczynek. Dzbanek z umywalni służył
za filiżankę Becky, a herbata była tak rozkoszna, iż nie potrzeba było nawet udawać, jakoby się piło
coś innego niż herbatę. Były ogrzane, syte i szczęśliwe, a Sara, przekonawszy się prawdziwości
swego niespodziewanego szczęścia, nie omieszkała poddać się całkowicie swej radości. Ponieważ
przeżyła w rojeniach znaczną część swego życia, przeto gotowa była w każdej chwili powitać
wszelkie, najbardziej nawet niezwykłe zdarzenie i oswoić się z nim w ciągu krótkiego czasu.
Nie wiem, kto to mógł uczynić rzekła w każdym razie był ktoś taki. Siedzimy sobie przy
ognisku i... i... wszystko jest prawdziwe! Kimkolwiek jest ten człowiek... czy ci ludzie... to ja mam
przyjaciela... ktoÅ› jest moim przyjacielem.
Trudno jednak zaprzeczyć, że siedząc przed płonącym ogniem i spożywając sute[116] i smaczne jadło,
dziewczynki odczuwały w duchu jakąś obawę i zaglądały sobie wzajemnie w oczy z pewnym jakby
powÄ…tpiewaniem.
Cy panienka aby se nie myśli wyjąkała raz Becky szeptem że to wsyćko moze nam zniknąć?
Możebyśmy się krzynkę pośpiesyły.
To mówiąc, wpakowała sobie skwapliwie[117] do ust całą kanapkę. Jeżeli to był sen, można było jej
wybaczyć te kuchenne maniery.
Nie, to nie zniknie odpowiedziała Sara. Ja teraz na pewno zjadam ten biszkopt i czuję jego
smak. We śnie nigdy się nie je niczego naprawdę... tylko się myśli, że chciałoby coś zjeść. Zresztą ja
wciąż szczypię się w nogę, by upewnić się, że nie śpię, a przed chwilą umyślnie dotknęłam się
rozżarzonego węgielka.
Grzały się przy piecu, rozkoszując się ciepłem i sytością, po czym Sara odwróciła się, by przyjrzeć
się przemienionemu łóżku.
Było tam tyle kołder, że mogła podzielić się nimi z Becky. Wąski tapczan w sąsiednim pokoiku był w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem numerem cztery Lore Pittacus
- (tom 67) Jordan Penny Książe z Florencji
- 76 Pan Samochodzik i perły księżnej Daisy I.Karst
- 1045. Lennox Marion Powrót księżniczki
- Książka Sałatkowa [PL] [pdf]
- Oakley_Natasha_ _Narzeczona_dla_księcia
- Cartland Barbara W ramionach księcia
- Gladden_Theresa_ _Księżcowy_medalion
- Małysz Franciszek BHP w zakładzie pracy. Tom 2 [2008]
- McKillip Patricia A. Mistrz zagadek 03 Harfista Na Wietrze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- littlewoman.keep.pl