[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 A pan marzy... pan marzy...  powiedziała zalotnie, aksamitnie. I poczęła recytować
Petrarkę, a była zaiste świetną, aktorką!
Jeśli to nie jest miłość  có\ ja czuję?
A jeśli miłość  co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra  skąd gorycz, co truje?
Gdy zła  skąd słodycz cierpienia takiego?...
Tupiąc głośno butami zbiegł z góry tłumacz Kostia. Aktorka tym samym tonem,
jakim recytowała dla mnie, szepnęła do niego z wyrzutem:
 Gdzie byłeś? Tak cię szukałam...
 Z ka\dego kroku mam się tłumaczyć  odburknął Kostia rozwalając się w fotelu.
 I có\ ona w nim widzi?  pomyślałem nie bez zazdrości.   Nos w wągrach,
obwisła dolna warga, niskie czoło...
Na szczęście gong na obiad przerwał tę wyliczankę.
W obiedzie wziął udział oficer policji. Jeden z dwóch, których widzieliśmy z
mistrzem zmierzających ku oran\erii. Skąd zresztą wrócili  ku memu \alowi  z pustymi
rękoma. Dotychczasowy zastępca nadkomisarza Parzydełko, komisarz Kolec,
towarzyszyć miał nam teraz stale, to znaczy do chwili schwytania nieborowskiego
złodzieja.
Obiad upływał w milczeniu. Dopiero przy deserze odezwał się nagle malarz
Borówko, ale zrobił to tak jakoś dziwnie, jakby sam do siebie mówił czy te\ tłumaczył się
przed sobÄ…:
 Trzeba się czołgać, \eby dojść do czegoś. Ze zwierząt tylko dwa mają własny
domek, dwa czołgające się: \ółw i ślimak.
 Eet!  ziewnął Nataniel.  Wszystkie reguły są nudne. Interesują nas dopiero
wyjÄ…tki...
Równie jak inni milczący komisarz podniósł wzrok:
 Interesuje więc państwa złodziej? A przecie\ jest nim ktoś spośród waszego
grona... Niech się tylko przyzna w porę, a wina będzie mu darowana w połowie! 
znacząco podniósł palec.
Smutnie zwiesiliśmy głowy nad talerzami.
 Tra-ta-ta, panowie  zagdakał po chwili profesor Zann.  Wszystko to nam
obojętne nieco, bo nie nasze kradną! Niech no by tylko złodziejaszki połakomiły się na
samochody na parkingu!
 Na to stadko maluchów czy landarę pana Tomasza?  parsknął Kostia.
 A cadillac pana Nataniela?  niewinnie a słodko uśmiechnęła się do mistrza
Eleonora z Kraszewskich.
 Rzecz nabyta  lekcewa\ąco potraktował swój ukochany wóz poeta.
Ale jednocześnie usłyszałem trzykrotne stuknięcie o drewno. Mistrz odpukiwał!
Có\, jeśli miłość bywa ślepa, to dlaczego nie mogłaby się okazać przesądna?
Nie minęło zresztą wiele czasu, gdy w palarni usłyszałem, jak Nataniel szepce do
siebie:
 Babskie gadanie. E, babskie gadanie...
Po chwili spojrzał na mnie z udręczonymi oczyma:
 Wiesz, Tomaszu... z tym cadillakiem...
śal mi się zrobiło mistrza. Chciałem mu nawet powiedzieć o nieustającej warcie
Urwisów, ale przecie\ obiecałem im dotrzymać tajemnicy, rzekłem więc tylko:
 BÄ…dz spokojny, Natanielu! Cadillaca biorÄ™ na siebie...
Mistrz odpowiedział bladym uśmiechem. Ale humor mu się wyraznie poprawił, bo
gdy usłyszał jak wchodzący do palarni redaktor głosi zwariowaną teorię, \e dzięki
kradzie\y nieborowskie dzieła staną się być mo\e dostępne wielu, a nie tylko
wybrańcom, nie omieszkał mu przyciąć:
 Jest pan bardzo nowoczesnym filozofem! Dawniej filozofowie pragnęli świat
objaśniać, pózniej część z was głosiła, \e chce go zmieniać... Ale do dziś nikt z waszej
bran\y nam nie objaśnił, czy świat zmienia się na lepsze czy na gorsze!
 Drogi panie  odparł zaatakowany z pogardą  filozof szuka prawdy. Prawda jest w
winie, wino jest w piwnicy, w piwnicy panuje ciemność, a tam, gdzie ciemno... najłatwiej
złodziejom i głupcom!
Nataniel westchnÄ…Å‚ ciÄ™\ko:
 Przysłowie powiada:  Mądry głupiemu ustąpi . Ale jak ciągle mądrzy będą
głupcom ustępować, to w jakiej głupocie świat się skończy?
 Zaznaczyłem przed chwileczką, \e prawdziwa mądrość polega na tym, aby umieć
\yć między głupcami  odparł filozof.
 Przepraszam, ale nie słyszałem  lekko wzruszył ramionami poeta  zresztą rzecz
nie w tym, ale w tym, \e niejeden utracił rozum, gdy prędko chciał zostać mądrym 
powiedział cicho.
Tamten przyglądał się mu przez chwilę z uwagą, zaczerwienił się i szybko wyszedł z
palarni.
Nataniel posłał za nim pełen pobła\ania uśmiech.
Po południu, gdy w swej komnacie wie\owej mistrz wypoczywał na wygodnym
szelągu, a ja, spacerując wokół stołu, tłumaczyłem się, dlaczego zaniedbuję sprawy
świątobliwych opatów, ktoś zapukał delikatnie do drzwi.
 Proszę!  zawołał gospodarz i na progu stanął komisarz Kolec. Najpierw rozejrzał
się po komnacie, a następnie przyjrzał się, jakby z troską, naszym twarzom.
W odpowiedzi na zapraszający gest mistrza skłonił się lekko i usadowił na fotelu pod
oknem.
 Bardzo mnie to cieszy, \e spotykam panów obydwu  powiedział z nieukrywanym
zadowoleniem.  Czy mogliby mi panowie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego to dziś
rano opuściliście pałac, łamiąc surowy, choć, przyznam, niewygodny dla jego
mieszkańców zakaz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl