[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczęście.
Nat wybrał się w odwiedziny do Williama i Daisy.
Zwyczaj nakazywał, by noc przed ślubem państwo młodzi
spędzili w swych rodzinnych domach i Cleo nie wyobra\ała
sobie, by mogło stać się inaczej. Purdy, jako druhna, równie\
była do tego zobowiązana.
- Mo\e i ty przeprowadzisz siÄ™ na tÄ™ noc do nas? -
zaproponowała Natowi Cleo.
Grzecznie odmówił.
Była to najdłu\sza i najcię\sza noc w całym jego \yciu.
Tęsknił za Purdy.
- Lepiej będzie, jeśli zaczniesz się do tego przyzwyczajać
- wymruczał sam do siebie, po raz tysięczny ju\ przekręcając
siÄ™ z boku na bok.
Sobota przywitała zakochanych cudownym słońcem i
czystym niebem.
Cleo wyglądała oszałamiająco pięknie, Alex równie\
prezentował się wspaniale.
Kiedy Purdy składała siostrze \yczenia szczęścia i
wszelkiej pomyślności, ta z uśmiechem powiedziała:
- Teraz twoja kolej, maleńka.
- Mam nadzieję - odpowiedziała Purdy, starając się
przywołać na twarz bodaj cień uśmiechu.
W tłumie gości z ledwością rozpoznała Nata. Skupiony i
powa\ny, w nienagannie skrojonym szarym garniturze i z
ciemnym krawatem, wyglądał elegancko i bardzo przystojnie.
Kiedy uśmiechnął się do niej serdecznie, poczuła, jak na
jej serce spłynęła fala przyjemnego gorąca. Odpowiedziała
ciepłym uśmiechem.
Po chwili straciła Nata z oczu.
Spojrzała na Cleo i Aleksa. Młodzi, szczęśliwi, zakochani
w sobie...
Purdy uciekła w marzenia. Jej ślub z Natem, wokół
rozradowany tłum, a oni wpatrzeni w siebie, niecierpliwie
czekajÄ…cy chwili, kiedy wreszcie zostanÄ… sami...
Otrząsnęła się, jej oczy zaszkliły się.
Och, być z Natem na dobre i na złe, na zawsze, do jak
najpózniejszej śmierci... Jak to jest, być z nim? - kołatało się
bezlitośnie po jej głowie. Poczuć na palcu ofiarowaną przez
niego obrączkę, a potem wspólnie witać kolejne wschody
słońca... Jak to jest?
Ktoś trącił ją w ramię. To matka, zaniepokojona jej
nieobecnym wyrazem twarzy, spytała, czy wszystko w
porzÄ…dku.
Skinęła głową, \e tak, choć pragnęła wykrzyczeć, \e nic
nie jest w porządku. Wykrzyczeć to Natowi i całej reszcie
świata.
Powiedziała mu, \e nie chce, by po wczorajszej nocy
cokolwiek zmieniło się między nimi. Zapewniała go, \e to
mo\liwe.
Dla niego? Zapewne. Ale nie dla niej.
Nie chciała być ju\ anonimową Purdy, nianią do
wynajęcia, kole\anką, przyjaciółką. Jedyne, czego pragnęła, to
zostać jego \oną.
I o ile się nie myliła, nie było to tak do końca nierealne.
Jak na razie był przecie\ wolny, czy\ nie?
Być mo\e uda jej się pozostać w Mack River na dłu\ej.
Mo\e oka\e siÄ™ tak bardzo potrzebna Natowi, \e zagniezdzi
się tam na dobre. Upłynie miesiąc, rok, dwa...
Będzie dbała o dzieci, o dom. O Nata. Będzie gotować,
sprzątać, prać. Robić wszystko, byłe tylko być z nim. Patrzeć,
jak William i Daisy dorastajÄ…, jak z biegiem czasu nabierajÄ…
umiejętności, jak się usamodzielniają.
Będzie dzielić z nim troski i cieszyć się jego radościami. O
niczym innym przecie\ nie marzyła...
Tajemnicza Kathryn pozostanie w swoim Perth na zawsze,
a Nat wreszcie o niej zapomni...
Fantazjuje? Jest naiwnÄ… idiotkÄ…?
Być mo\e.
Lecz jest jeden tylko sposób, by się o tym przekonać.
Działać.
Najpierw czekajÄ… jÄ… niezwykle trudne trzy tygodnie,
podczas których musi udowodnić sobie i Natowi, \e potrafi
być twarda, zrównowa\ona i chłodna. Wszystko bowiem,
czego od niej potrzebuje, to opieka nad blizniętami. Będzie
więc tylko nianią... na razie.
Przyszła pora robienia zdjęć. Młoda para w asyście
najbli\szej rodziny ustawiła się zgodnie z poleceniami
fotografa.
- Purdy i ...Nat, zgadza się? - zawołał, przykładając aparat
do oczu. - Stańcie odrobinę bli\ej siebie. O, tak, bardzo
dobrze. A teraz uwaga! Uśmiech!
Nat stał tu\ za nią, więc nie mogła go widzieć, ale czuła
delikatny dotyk jego ramienia na swych plecach i ciepło jego
ciała. Tak bardzo chciała się do niego przytulić.
Zamknęła powieki.
- W porządku, jeszcze raz! - zawołał fotograf. - Purdy, co
się dzieje? Nie mo\esz spać na ślubnym zdjęciu własnej
siostry!
Zawstydzona, natychmiast uniosła powieki, przywołując
na twarz kolejny uśmiech.
Twarda, zrównowa\ona, chłodna. Czy nie taka właśnie
miała być? A więc zacznie ju\ teraz.
O dziwo, samo wesele nie sprawiło jej ju\ najmniejszego
kłopotu. Cleo i Alex zrezygnowali z tradycyjnej biesiady na
rzecz szwedzkiego bufetu, dzięki czemu panował miły
rozgardiasz. Purdy bez wzbudzania podejrzeń mogła unikać
Nata, z czego skrzętnie skorzystała.
Pojawiała się tu i tam, rozmawiała, uśmiechała się, ba,
nawet wybuchała śmiechem. I z pogodną miną potwierdzała,
\e owszem, tak, następna pójdzie do ołtarza ona.
Jednak zawsze, ilekroć kątem oka spostrzegła znajomą
sylwetkę lub usłyszała ukochany głos, natychmiast zmieniała
kurs.
Wyglądało zresztą na to, \e dla niego nie miało to
najmniejszego znaczenia. Nie była nawet pewna, czy Nat w
ogóle zauwa\ał jej osobę. Ilekroć bowiem pozwalała sobie na
krótkie zerknięcie w jego kierunku, tylekroć był pochłonięty
rozmowÄ… z kolejnÄ… ciotkÄ… czy kuzynkÄ… Purdy. Panie
adorowały go na wyścigi, co Nat przyjmował z lekkim
dystansem, lecz zarazem z niepowtarzalnym wdziękiem.
Po kilku godzinach Purdy postanowiła przewietrzyć się w
ogrodzie. Wieczorny chłód okazał się doskonałym lekarstwem
nie tylko na rozpalone ciało, ale i na rozgorączkowane myśli.
Schodząc po schodkach tarasu, nagle zorientowała się, \e
w ogrodzie nie będzie sama. Na trawie, w otoczeniu gromadki
dzieci, siedział Nat, pokazując im jakieś sztuczki. Maluchy to
wybuchały głośnym śmiechem, to patrzyły zafascynowane.
- Uciekłaś z przyjęcia? - zapytał. Skinęła głową.
- W takim razie przyłącz się do nas.
- Ciociu Purdy! - zawołał Ben, widząc jej wahanie. - Nat
potrafi robić cuda ze swoimi dłońmi. Chodz, zobacz!
Cuda? Och, wiedziała o tym a\ nadto dobrze...
- Doprawdy? - zapytała, zbli\ając się w ich kierunku.
- Nat, poka\ cioci!
Nat powtórzył sztuczkę. Była bardzo prosta, jednak u
dzieci ponownie wywołała wybuch entuzjazmu.
Potem uprosiły go, by opowiedział coś o Australii. Z
zapartym tchem słuchały o kangurach, krokodylach i
samotnych ranczach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl