[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko składało się w obrazy, tak zdawało się przedzierzgać
w cudowne podania i legendy, żem kraik ten mały przywykł uważać za skarbiec najpoetyczniejszych podań Ukrainy. I
słowiki, zdało mi się, tu szczebiotały wdzięczniej i wody tu były błękitniejsze i zieleńsze lasy,  a urok ten podwajało
zadawalające egoizm przekonanie, iż ja tu jestem pierwszy, com odkrył te wdzięki i cieszę się niemi; że oprócz ptaków
i słońca, nikt icli nie zna i nie patrzał się na nie, nie napawał wzroku tą grą kolorów, tym widokiem niezepsutej i
niespłoszonej natury. Jest to coś na kształt tej rozkoszy, jaką uczuwamy w czystej miłości dziewczyny, której usta
wprzód nie darzyły pocałunkiem serdecznym nikogo, której pierś, dla ciebie po raz pierwszy zabiła wzajemnością.
Przed kilku laty, podczas jednej z wycieczek letnich na polowanie, zapuściwszy się w spławy z rybakiem, goniąc
kaczki i kulony po nieprzeliczonych a bagnistych zakrętach Taśminy, oddaliłem się tak daleko od brzegu, iż powrócić
za widna było niepodobieństwem. ,Kiedym to postrzegł, już słońce, jak ognista kula, leżało na długiem paśmie
przeciwległych piasków, rybak mój był znużony całodziennem pływaniem, a co najbardziej, iż powrót nasz zatrudniały
miałczyzny, które przebywać należało bez wiosła, lecz za pomocą rybackiego bel tu, opierając go o duo bagniste,
porosłe ogromnym wodnym burzanein. Takich miejsc przebyliśmy dużo, zajęci szukaniem zwierzyny po sitowiach i
zielsku, a innej, łatwiejszej ścieżki do powrotu nie było. Na topiele osiadał cichy, cudowny letni wieczór; wody
odbijały najwier
niej do kola mnie łódz naszą i długie liścia oczeretów i błękit nieba i płaczące wierzby, co maczały swe dziewicze kosy
w jej łonie. Miryady muszek unosiły się przed nami, a stada kaczek co chwila wypływały z oczeretów, i albo się
zrywały, odlatując na żer, albo kąpały się najponętniej na czystych smugach zalewów. Był to obrazek, którego nie
odbieży poeta i myśliwy.
Rybak mój, był to staruszek z pobliskiej wioski, nie z siwą, jak zazwyczaj staruszkowie, ale z czarną, piękną,
mojżeszową brodą i rysem prawdziwie ukraińskim oblicza. Od lat młodych trudniąc się rybołówstwem, znał on każdy
zakątek tych rozlewów. Kiedyśmy ugrzęzli nareszcie na niewielkiej płaszczyznie, porosłej rządkiem sitowiem, tak iż
łódz nasza, parta bełtem, z wielkiem wysileniem, leniwie posuwała się naprzód, dziad położył najspokojniej bełt w
czółno, obejrzał horyzont, usiadł i, dobywszy z kieszeni rożka, zażył tabaki
 Cóż, didu rzekłem;  możeby pora już kierować się ku domowi?
 A jak wy myślicie, prędko dopłyniemy?
 A czemuż nie? wszak oto widać hołowiatyńsk,górę, a dalej Hulajgrodzką dąbrowę, więc Szostowa przystań jak raz
przeciwko tej przewali, żółciejącej pod lasem.
 Tak, wasza prawda  rzekł dziad z uśmiechem  ale jak się wam zdaje, czy prędko dopłyniemy?
 Na wieczerzę.
 Otoż nie ua wieczerzę, a jakraz, gdy na jutrznię dzwonić będą. Tu niema miejsc czystych, Taśmiu, jak widzicie,
wysechł dużo w tym roku; więc nie przez jedne hony po tych przeklętych kuszyraćli brnąć trzeba.
 AVięc cóż poczniemy?
 Trzeba wprosić się do Nestora na noc.
 Gdzieżto?
 A ot tam, widzisz pane, w tych oczeretach, hen, heu  gdzie się dym kurzy.
 Jak do Nestora, to i do Nestora  rzekłem, zapalając cygaro. Dziad mój wziął się do bełta. 
 Powiedzże mi dziadu, kto ten Nestor?
 Zachożyj, przybysz, nie tutejszy  mówił dziad, starając się wyrazić dobitniej;  dici sobi, pasiecznik. Ot tak np.,
żebym ja był pasiecznikiem, toby mie nazywali Deniydem pasiecznikiem; on zaś. że ma imię Nestor, więc zwą go
ludzie Nestorem pasiecznikiem: po przezwisku zaś Pisanka.
 Zapewne był kiedyś ładny?
 Obaczycie: a jest z wami wódka?
 Mam flaszkę.
 No, to i dobrze; a ja mam drugą, będzie czem ugościć dziadorę. A on łasy na wódkę, tylko ostrożny psiawiara, bo
jak się podchmieli, to nabresze, że i nie spiszesz wszystkiego.
Tymczasem posuwaliśmy się pomału ku ogromnej masie wysokich oczeretów, nad które wystawały z głębi
wierzchołki wierz!). W miarę naszego zbli
ania się, wodna roślinność przedstawiała mieszaninę zielska, kwiecia, łóz, olch i trzciny. Wszystko to nagromadzone
bezładnie, ale w dziwnie malowniczy sposób, okrywało brzeg nieprzeniknioną gęstwiną. Wpłynęliśmy w wąski
przesmyk, nazywany strugą i łódz nasza, dostawszy się na głębią, zakołysała się lekko, pobiegła żwawo. Zliczny to,
choć w wąziutkie ramy ujęty był, pejzaż! Białe kwiaty łotaczu, wystając nad wodę, leżały na szerokich talerzach liści, a
kwitnęły w takiej obfitości, iż zalegały całe przestrzenie spławów; gdzie zaś strumień nie był zakryty niemi, tam. przez
spokojne zwierciadło wody, widniały na dnie całe pokłady mchów i zielska, i i na kształt sennych widziadeł
przesuwały się przed okiem. Niekiedy zaplywaliśmy w tak ważkie przesmyki, że byliśmy jak w najgęstszym lesie, a
wtedy chwytaliśmy się za trzciny i ciągnąc je ku sobie, tym sposobem posuwali się dalej; ale łódz nasza po chwilowem
usiłowaniu przerżnąwszy się przez zarośla, znowu spadała na łożysko strumienia i wypływaliśmy na nowe przesmyki,
zalewy, jeziorka. Zakątków, fałszywych uboczy, nieznajomych ścieżek, było tu tyle, iż nieobeznanemu dobrze z
miejscowością, zbłąkać się było łatwo, wyjść zaś na brzeg, niepodobieństwem, gdyż otaczały nas trzęsawiska
zdradliwe i njezgruntowane. Kiedyśmy przybyli do przystani tak skrytej w gęstwi oczeretów i zawieszonej gałęziami
wierzby, iż jej dostrzedz nie podobna nawet wśród dnia białego, rybak mój wysiadł na brzeg, zaciągnął łódz w trzciny i
schowawszy wiosło, poszedł naprzód, prowadząc mię przez zarośla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl