[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lynn też wyglądała pogodniej.
- Wcześniej nie czułam się zbyt dobrze - wyznała, gdy Arthur i Aubrey próbowali
znalezć jakiś wspólny temat. - Ale w tej chwili jest w porządku.
- Niedobrze. Co się działo?
- Coś jakby ból od wzdęcia - powiedziała, krzywiąc się przy tym wyznaniu. - Serio,
nigdy w życiu nie czułam się tak fatalnie. Cokolwiek zjem, mam zgagę, a plecy mnie zabijają.
- Chyba niedługo rodzisz?
- Jeszcze kilka tygodni.
- Kiedy masz następną wizytę u lekarza?
- W ostatnim miesiącu chodzi się co tydzień - powiedziała mądrze Lynn. - Mam się
stawić jutro. Może coś mi powie.
Zdecydowałam, że równie dobrze mogę się przyznać do całkowitej ignorancji. Lynn
wyraznie potrzebowała czuć, że ma w czymś przewagę. Kwaśno popatrzyła na mój
czerwono-biały strój.
- Więc co takiego może ci powiedzieć?
- Och. No, na przykład, może mi powiedzieć, że zaczęłam się rozszerzać& Wiesz,
robić się większa, żeby urodzić. Albo może mi powiedzieć, że się obsuwam. Energicznie
pokiwałam głową, więc Lynn nie wyjaśniała, co to znaczy.
- Albo o ile obniżyło się dziecko, jeśli już leży głową w dół.
%7łałowałam, że zapytałam. Ale Lynn żyła w innym świecie i podeszła do Aubreya,
żeby mu opowiedzieć, jak urządzili pokój dziecinny, a następnie gładko przeszła z tematów
domowych do dyskusji o włamaniach na ulicy, które były szeroko omawiane. McMansowie
żalili się na bezczynność policji w tej sprawie, nieświadomi, że zaraz popadną w duże
zakłopotanie.
- Musicie zrozumieć - powiedział Arthur, szeroko otwierając swoje bladoniebieskie
oczy, co znaczyło, że jest bardzo zirytowany - że jeśli nic nie zostało skradzione ani nie
znaleziono żadnych odcisków palców, i nikt niczego nie widział, to schwytanie włamywacza
jest niemal niemożliwe, chyba że pojawi się jakiś informator.
McMansowie, drobni, myszowaci i nieśmiali, przybrali identyczne, upokorzone miny,
gdy zorientowali się, że para nowych sąsiadów to policjanci. Po ich pełnych zażenowania
przeprosinach Carey opowiedziała o włamaniu do niej - które miało miejsce dwa lata temu,
gdy wraz z córką były na Zwięcie Dziękczynienia u rodziców Carey - a Marcia
zrelacjonowała swoje doświadczenie, które przeraziło ją na śmierć .
- Wróciłam z zakupów, to było oczywiście wtedy, gdy Torrancea nie było w mieście;
gdy jest na miejscu, to nic się nie dzieje - i rzuciła mu ostre spojrzenie. - I zobaczyłam, że
okno w kuchni jest wybite. Och, powinniście mnie widzieć, jak pędziłam do domu Jane.
- Kiedy to było? - zapytałam. - Mniej więcej wtedy, gdy było włamanie do domu
Carey?
- Wiesz co, tak. Może z miesiąc pózniej. Pamiętam, że było zimno i trzeba się było
spieszyć ze wstawianiem szyby.
- A do twojego domu kiedy się włamano? - spytałam Mącona, który trzymał Carey za
rękę i cieszył się tym.
- Po Laverych - powiedział po chwili namysłu. - To poprzedni właściciele domu,
który kupiliście - powiedział do Arthura. - Pięć miesięcy temu zostali przeniesieni, więc
wiem, że cieszyli się, że nie musieli płacić czynszu za dwa domy. Włamania do mnie i do
Laverych były takie same, jak inne& tylne okno, przeszukany dom, ale chyba nic nie zginęło.
- Kiedy to było? - nalegałam.
Arthur spojrzał na mnie ostro, ale Lynn wydawała się bardziej zainteresowana swoim
brzuchem, który masowała powoli.
- Och, jakieś półtora roku temu, może trochę dawniej.
- Więc tylko do domu Jane nie było włamania, aż do teraz?
Carey, Macon, McMansowie, Marcia i Torrance wymienili spojrzenia.
- Na to wygląda - powiedział Macon. - Zastanówmy się. Od ostatniego minęło sporo
czasu, wiem, że nie myślałem o tym od dawna, dopóki Carey nie powiedziała mi o włamaniu
do domu Jane.
- Więc włamano się do wszystkich& do wszystkich na tej ulicy?
Czy to powiedział mi Jack Burns?
- No - powiedziała Marcia, wylewając sos na sałatkę i mieszając ją - do wszystkich z
wyjątkiem Incebw, ich dom stoi dwie działki dalej, naprzeciwko Mącona i nas. Są bardzo,
bardzo starzy i nigdy nigdzie nie wychodzÄ…. Zajmuje siÄ™ nimi ich synowa, robi im zakupy,
wozi na wizyty lekarskie i tak dalej. Nikt ich nie niepokoił, jestem pewna, że gdyby tak było,
to Margie - to ta synowa - przyszłaby mi o tym powiedzieć. Gdy do nich przyjeżdża, zawsze
wpada do mnie na kawÄ™.
- Ciekawe, co to znaczy? - rzuciłam w przestrzeń.
Zapadła nieprzyjemna cisza.
- Chodzcie wszyscy, jedzenie jest gotowe i czeka! - przerwała radośnie Marcia.
Wszyscy z wyjątkiem Lynn podnieśli się skwapliwie. - Kotku, przynieść ci coś? -
usłyszałam ciche pytanie Arthura.
- Tylko troszkę - odpowiedziała słabo. - Nie jestem specjalnie głodna.
Nie wydawało mi się, żeby Lynn miała jeszcze miejsce na jedzenie, tyle zajmowało
dziecko.
Rozległ się dzwonek, a Torrance wszedł do domu, żeby otworzyć drzwi. Pozostali z
nas zgromadzili się przy stole i wydawali ochy i achy nad wspaniałym jedzeniem. Zostało
pięknie podane, wszystkie dania udekorowano i ułożono tak, jakby mieli je jeść ludzie
znacznie ważniejsi od nas. Jeśli Marcia nie miała pomocy, to ten stół wymagał całych godzin
pracy. Ale samo jedzenie było przyjemnie domowe.
- %7łeberka z grilla! - radośnie wykrzyknął Aubrey. - O rany. Roe, będziesz po prostu
musiała wytrzymać. Robię straszny bałagan przy ich jedzeniu.
- Nie ma sposobu, żeby schludnie zjeść żeberka - zauważyłam. - A Marcia
przygotowała bardzo duże serwetki, jak widzę.
- Lepiej wezmÄ™ dwie.
Właśnie wtedy usłyszałam, że nad ogólny gwar wznosi się znajomy głos. Obróciłam
się, żeby spojrzeć na Aubreya. Miałam nieco niemądrze otwarte usta.
- Mama! - zawołałam z zaskoczeniem.
To w istocie była moja matka, w eleganckich kremowych spodniach i
ciemnobłękitnej bluzce, robiącym wrażenie, ale normalnym złotym naszyjniku i kolczykach, i
holująca za sobą nowego męża.
- Bardzo przepraszamy za spóznienie - przeprosiła tym pełnym wdzięku tonem
Lauren Bacall, który sprawiał, że ludzie zawsze przyjmowali przeprosiny. - John do ostatniej
chwili nie był pewien, czy czuje się wystarczająco dobrze, aby przyjść, czy nie. Ale bardzo
chciałam poznać nowych sąsiadów Aurory i to tak miło z waszej strony, że nas
zaprosiliście&
Nastąpiła runda zapoznawcza i nagle przyjęcie zrobiło się jakby żywsze i bardziej
wyrafinowane.
Pomimo zmęczonych oczu, John wyglądał dobrze po ich miesiącu miodowym i
powiedziałam mu to. Przez kilka minut wydawał się lekko zdziwiony, widząc tam Aubreya,
ale gdy do niego dotarło, że to ja przyszłam z pastorem, wziął głęboki wdech i zachował się
bardzo ładnie, krótko omawiając z Aubreyem sprawy parafii, tyle tylko, żeby poczuli się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Ian Morson [William Falconer Mystery 05] Falconer and the Great Beast (pdf)
- LE Modesitt Recluce 14 Natural Ordermage v1.2
- Cezar,_Gajusz_Juliusz_ _O_wojnie_galijskiej
- SMALL_LASS Ta nieznośÂ›na wiedśĹźma
- Delaney Joseph Kroniki Wardstone 05 PomyśÂ‚ka Stracharza
- Zamboch Miroslav Agent JFK 1 Przemytnik
- Guy N. Smith Wyspa
- Apostolicam actuositatem
- 0145. Rutland Eva Bośźe Narodzenie jest codziennie
- Antologia TrzynaśÂ›cie kotów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl