[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wśliznęła się do środka, zamknęła drzwi i oparła o drewniane panele, chcąc
uspokoić rozdygotane nerwy.
Zaczerpnęła tchu i obróciła się...
Sebastian siedział w fotelu przy kominku. Nie spuszczał z niej wzroku.
Zamarła.
Wstał, jak zwykle niedbale elegancki i podszedł bliej. - Czekałem na ciebie,
mignonne.
Zatrzymał się tu przed nią. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. -
Nie spodziewałam się ciebie.
Mało powiedziane. Starała się nie patrzeć na listy, które leały na toaletce.
Podniósł dłoń i dotknął jej twarzy. - Ostrzegałem cię.
Do zobaczenia pózniej. Pamiętała te słowa, pamiętała ton, jakim zostały
wypowiedziane. Pózniej właśnie nadeszło. - Ale...
Nie odezwał się, studiował tylko jej twarz, patrzył... czekał. Przełknęła ślinę i
machnęła ręką w stronę drzwi. - Byłam na spacerze. - Głos jej zadrał, zmusiła
się do uśmiechu, zdradzając zdenerwowanie. - Dom jest ogromny i w
ciemnościach... trochę straszny. - Wzruszyła lekko ramionami; serce biło jej jak
szalone. Zatrzymała wzrok na jego ustach. Przypomniała sobie jemiołę. - Nie
mogłam spać.
Jego usta wygięły się w uśmiechu, ale reszta twarzy pozostała nieruchoma,
twarda. - Spać? - powiedział to niskim tonem, niemal szeptem. Puści! jej twarz,
ręce ześliznęły się do jej talii. - Muszę przyznać, mignonne - przyciągnął ją do
siebie - e sen to ostatnia rzecz, którą mam teraz na myśli.
Przechyliła głowę. Ich usta się spotkały, a ona nie mogła się powstrzymać.
Nawet nie próbowała; zatonęła tylko w jego ramionach.
Obudziło się poądanie, a ona tylko przytuliła się mocniej. Jak gdyby był jej
jedynym ratunkiem.
Wiedziała, e tak nie jest - e nie ma wyjścia, e nie będzie szczęśliwego
zakończenia.
Nie potrafiła jednak się powstrzymać, nie potrafiła mu odmówić. Nie potrafiła
odmówić sobie jedynej szansy na chwilę szczęścia.
Gdyby próbowała, zacząłby coś podejrzewać - ale nie dlatego się zgodziła.
Ona te chciała coś z tego mieć; ich języki tańczyły w rytmie, który sugerował
coś, czego oboje pragnęli tak samo. Nie myślała w tej chwili o Ariele, nawet
wtedy, kiedy ich usta się rozdzieliły, a jego ręce znalazły się na sznurowaniach
jej sukni.
Wstrzymała dech. Musnął ustami jej czoło, ale palce nie zaprzestały swojej
aktywności.
Ogarnęła ją dziwna niemoc, która wstrzymała jej myśli i kierowała ruchami,
która dała siłę, by wypełniać szeptem wydawane polecenia. Stała, choć nie-
pewnie, kiedy najpierw ściągnął górę jej sukni, polem spódnicę, gorset, a w
końcu halkę. To nawet nie było poądanie.
To było coś więcej.
Kiedy stała przed nim naga, a jej skóra błyszczała perłowo w świetle
księyca, ta siła podniosła jej powieki, by zobaczyła pragnienie w jego oczach,
namiętność na jego twarzy. Jego spojrzenie było jak płomień, który tańczył po
nagiej skórze.
Wziął jej rękę, potem drugą i podniósł dłonie do swoich ust.
Chodz, mignonne. BÄ…dz moja.
-
Ton, jakim powiedział te słowa - mroczny i niebezpieczny - przyprawił ją o
dreszcze. Połoył jej ręce na swoich ramionach, przysunął się bliej. Poczuła, e
nabrzmiewają jej piersi, a z serca spada cięar, który dotąd jej towarzyszył.
Poszła w jego ramiona, z własnej woli, z radością.
Całe ycie na to czekała. Czuła to kadą komórką swego ciała, kadym
kawałkiem duszy. Przycisnął ją do siebie, pocałował głęboko, a dłonie zaczęły
wędrówkę po jej ciele.
Była niewinna, niepewna tego, co się zaraz wydarzy, ale oddała się w jego
ręce wiedząc, e jej nie skrzywdzi. Nie potrafiła pokonać siły, która rządziła
teraz jej ciałem. Nawet nie zamierzała. Siła była zbyt potęna, zbyt
niepokonana, a Helena po prostu się jej poddała.
Jego dotyk był cudowny, ręce poruszały się powoli, smakując kady jej
kawałeczek. W kadym ruchu była słodycz, która paliła jak ogień. Namiętność i
poądanie, blizniacze płomienie, nie dawały o sobie zapomnieć, ale trzymał je
pod kontrolą tylko dlatego, e podstawowym instynktem było pragnienie, by w
końcu ją mieć.
Widziała to w jego twarzy, w twardych, jakby wyrzezbionych rysach.
Dotknęła ich z ciekawością. Czuła napięcie w jego ciele, mięśniach, które trzy-
mały ją jak w klatce, rękach, które z trudem powstrzymywały od mocniejszego
uścisku. Czuła jego erekcję, widziała płomień w jego oczach.
Ogarnął wzrokiem jej twarz, a potem pochylił głowę i wziął jej usta mocno,
gwałtownie. Jego dłonie zamknęły się na jej piersiach, palce na moment
zacisnęły na twardych brodawkach. Zabrał usta i wziął ją w ramiona.
Zaniósł ją do łóka, ukląkł, kładąc ją na jedwabnym prześcieradle. Zerwał z
siebie surdut, ściągnął buty. Sądziła, e zdejmie ubranie, ale tego nie zrobił.
Połoył się tu obok w swej pięknej lnianej koszuli i satynowych bryczesach i
znów wziął jej usta. Zakręciło się jej w głowie, a on przesunął ją nieco, tak, e
częściowo leała pod nim. Wprawne palce znów zaczęły pieścić jej skórę,
pokonujÄ…c resztki oporu.
Nie opierała się, nie miała zamiaru marnować na to energii. Znała jego cel i
była świadoma swojej reakcji na kade zmysłowe muśnięcie, kady dotyk i
pieszczotę. Jego usta tańczyły na jej ustach, palce na jej skórze, draniąc
zmysły, pieszcząc piersi, a w końcu zsuwając się w dół i gładząc skórę brzucha.
Spięła się, ale on szedł dalej.
Puścił jej usta, wsłuchał się w jej westchnienie; ona zrobiła to samo.
Przysunęła bliej biodra; on nie ustawał w pieszczotach. Usta ponownie
znalazły
się na jej ustach, a palce gładziły uda, płynąc w dół zewnętrzną stroną, i
wracając do góry wewnętrzną, a rozchyliła je niecierpliwie, zapraszając, by
dotknął ją tam, gdzie pulsowało pragnienie. Nie zrobił tego, przynajmniej nie od
razu, gładził tylko miękkie loki w dole brzucha. Zatopił w nich palce i dotykał ją
delikatnie, a ugryzła go w ramię, obdarzyła namiętnym pocałunkiem i
otworzyła szerzej uda.
Poczuła chłodne powietrze, a potem dotyk jego dłoni. Przepełniało ją
poądanie, grzeszna rozkosz. Spięła się, czekając na niego, pełna napięcia i
oczekiwania...
Dłoń przesunęła się niej; palce badały kady fragment, kadą fałdkę, a w
końcu otworzyły ją jak ostrygę.
Spięła się ponownie, ale on nie parł dalej. Palce zawróciły i pieściły delikatnie
jej kobiecość, przyprawiając o zawrót głowy. Jej zmysły szalały, a nerwy
napięte były do ostatnich granic. Słuchał jej westchnień i grał na niej jak na
instrumencie, wraliwy na kady jęk, na kady niecierpliwy ruch. Delikatnymi
pieszczotami skruszył resztki skromności, a zaczęła cięko oddychać, milcząco
błagając o więcej.
Czuła to w swoim oddechu, czuła wzbierające poądanie, które rozsadzało ją
od środka. Sięgnęła rękoma, przycisnęła się do jego ciała, całując go namiętnie.
Oddał jej pocałunek, głęboko, poądliwie. Połoył się na niej, wciskając ją w
prześcieradło.
Chciała, eby był jeszcze bliej, ale on wcią opierał się na łokciu, podczas
gdy druga ręka nie ustawała w pieszczotach wilgotnego miejsca między jej
nogami. Jego biodra znajdowały się poniej linii jej bioder, na rozchylonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl