[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale nie mówię tego głośno.
- A może warto. Rosalyn cofnęła się o krok.
- Nie mówi pani głośno, co pani sądzi, bo jest pani sama. Społeczeństwo zle patrzy na
wygadane kobiety, zwłaszcza na te bez mężów, którzy w razie potrzeby staną w obronie
żony. Ale zamężna kobieta może robić, co chce.
Colin wiedział, że jego ostatnie słowa posiadały wielką moc, i czuł, że zrobiły wrażenie
na rozmówczyni. Dlatego postanowił kontynuować.
- Ponawiam więc wcześniejsze pytanie - czy była pani kiedyś zakochana?
- Nie - odparła Rosalyn z ciężkim westchnieniem. - To żałosne, prawda? Podobał mi się
wprawdzie pewien młodzieniec, jeszcze kiedy mieszkałam z ciotką Maribeth. Jej mąż
jest rosyjskim księciem. Ten młody człowiek, który tak mi się spodobał, był wybrańcem
mojego kuzynostwa na narzeczonego dla ich najstarszej córki.
- Córki o nijakiej twarzy, z nierównymi zębami i zezem, jak się domyślam.
Po twarzy Rosalyn przemknął cień uśmiechu, który kobieta próbowała ukryć, zakrywając
dłonią usta i odwracając wzrok.
- Moja kuzynka miała za to piękny głos.
- To się często zdarza u osób z zezem. Pomaga im on wyciągać wysokie tony.
Teraz już Rosalyn otwarcie się śmiała, co bardzo ucieszyło Gplina, mimo że śmiech
wydawał mu się chropowaty, jakby kobieta rzadko się śmiała.
- Mieszkała pani u wielu krewnych, prawda? Zmiech ucichł nagle jak ucięty nożem.
- Nie miałam wyboru. Dzięki obecności Covey Maiden Hill to pierwsze miejsce, w
którym jestem... - Rosalyn zawahała się, po czym dokończyła: - wolna od rządów innych
osób.
- I wolno pani dbać o siebie.
- Tak.
Colin skinął głową. Rozumiał Rosalyn.
- No więc, co się stało z tym młodzieńcem, który wpadł pani w oko?
- Ożenił się z moją kuzynką, a ja pózniej przeniosłam się do ciotki Agathy. - Rosalyn
zadrżała. - To straszna osoba.
- To do niej ma się pani przeprowadzić zgodnie z wolą Woodforda?
- Tak - odparła oschle. Jej zdaniem zbyt oschle, więc postanowiła nieco złagodzić
wrażenie, jakie wywołała jej lakoniczna odpowiedz. - Ciotka Agatha nie jest niczemu
winna. Każdy byłby zły, że na głowę spada mu opieka nad sierotą.
- Nie zgadzam siÄ™ z tÄ… opiniÄ…. W mojej rodzinie drzwi sÄ… szeroko otwarte dla wszystkich.
Oczywiście śpię teraz na podłodze, ale tylko dlatego, że nie umiem znieść chrapania
Boyda i zalatujących stóp Thomasa.
Rosalyn znów się roześmiała, a Colin pomyślał, że rozśmieszanie jej mogłoby z
łatwością wejść mu w nawyk.
- Z drugiej strony - kontynuował - mnie jest łatwiej, bo nie jestem piękną, niezamężną
kobietą pomiędzy kuzynkami oszpeconymi zezem.
- Nie jestem piękna - zaprzeczyła natychmiast Rosalyn. - A pan niepotrzebnie prawi mi
komplementy. Znam siebie i znam swoje wady.
- Proszę wymienić choćby jedną - zaproponował, ciekaw, co usłyszy. Sądząc po fryzurze,
w jaką zawsze układała włosy, Rosalyn nie była z nich szczególnie zadowolona.
Domyślał się, że je wymieni jako pierwsze.
- Mam zbyt duże usta - padła szczera odpowiedz. Zdumiał się w duchu - przecież te usta
są wprost stworzone do całowania.
- Kto pani to powiedział? - spytał. - Ciotka Agatha?
- Nikt. Mam w domu lustro.
- Rozumiem. Ale nie mówił tego żaden mężczyzna, jak sądzę? Rosalyn prychnęła cicho
ze zniecierpliwieniem.
- Mężczyzna i kobieta nie powinni prowadzić ze sobą takich rozmów.
Colin miał ochotę stwierdzić, że to najlepszy rodzaj rozmów dla kobiety i mężczyzny, ale
powstrzymał się. Mimo to był zadowolony. Rosalyn była dziewicą fizycznie i
psychicznie. Zaborczość, jaką wobec niej odczuwał, jeszcze się wzmogła.
- Był jeszcze jeden mężczyzna. Pewien dżentelmen, którego poznałam podczas mojego
pierwszego sezonu towarzyskiego - wyznała Rosalyn. - Poświęcał mi wiele uwagi, nawet
mimo tego, że moja inna ciotka, Grace, opowiedziała mu o mojej sytuacji.
- I co się z nim stało? - dopytywał się Colin, czując lekkie ukłucie zazdrości. Zauważył,
że głos rozmówczyni nieco złagodniał, kiedy wspominała zalotnika z przeszłości.
- Ożenił się z następną moją kuzynką, mówiąc mi na koniec, że do siebie nie
pasowaliśmy. Pózniej brałam jeszcze udział w kolejnym sezonie z dwiema kuzynkami,
ale już więcej nikogo ciekawego nie poznałam.
- A pani serce - sondował dalej Colin. - Czy nikt nie zajął w nim specjalnego miejsca? -
Tam do diabła, od kiedy to zączął przemawiać jak poeta?
Rosalyn znów cofnęła się o krok w cień drzewa. Nie odpowiedziała na pytanie, tylko
zapytała:
- Nie zrezygnował pan z miejsca w Izbie Gmin, pułkowniku, prawda?
Rzeczywiście nie zamierzał z niego rezygnować, tak jak nie zamierzał rezygnować z
Rosalyn. Pozwolił jedynie, żeby nieco ochłonęła. Chłodnym obejściem zraniła jego
dumę, zwłaszcza wtedy w kościele, gdzie było tylu świadków. Ale nie pozwoliłby
Rosalyn wynieść się do Konwalii, nie podejmując choćby jeszcze jednej próby
przekonania jej do siebie. Po prostu chciał wziąć ją na przeczekanie.
- Nie, nie zrezygnowałem i miałem nadzieję, że pani do mnie przyjdzie - powiedział.
Zapadła krótka chwila milczenia, a potem Rosalyn oświadczyła:
- Oto jestem.
- Ale dlaczego? Z jakiego powodu?
- Czy to ma znaczenie? Pobierzemy się przecież z rozsądku. Kogo obchodzą motywy?
- Mnie - rzucił, uświadamiając sobie przy tym, że powiedział prawdę. Zrobił krok w
stronę Rosalyn. - Ale pani ciężko pracowała nad tym, żebym zrozumiał, iż moje motywy
są dla pani odrażające. - Oraz, że jestem dla pani kimś z niższej klasy, dodał w myślach.
- Nie podoba mi się takie wyrachowane podejście do małżeństwa, to wszystko -
wyjaśniła.
- O małżeństwie należy myśleć trzezwo. To duża zmiana w życiu. A pani pojawia się
nocą na progu mojego domu i teraz to pani składa mi ofertę małżeństwa. Moje pytanie,
dlaczego zmieniła pani zdanie w tej kwestii, wydaje się zatem na miejscu.
Spodziewał się, że Rosalyn obruszy się na te słowa, wierzgnie niczym nieujeżdżona
klacz. Nie zdziwiłby się nawet, gdyby odwróciła się na pięcie i odeszła.
I rzeczywiście wykonała ruch, jakby chciała uciec, ale potem zaparła się mocno nogami
w ziemię i oświadczyła:
- Covey. Jestem tutaj z powodu Covey. Ona nie może się stąd wyprowadzić. Przeżyła w
Maiden Hill ponad czterdzieści lat. Nie ma dzieci ani kuzynów. Pozostały jej tylko
wspomnienia. Znalazłam ją dzisiaj przy grobie męża i zrozumiałam, że ze względu na
moją dumę proszę ją by poświęciła wszystko, co jej zostało. Covey nie wytrzyma w
Kornwalii, umrze tam, a to przecież jedyna bliska mi dusza. To jedyna osoba na świecie,
która się przejmowała tym, czego naprawdę mi potrzeba i w co wierzę. Nie mogę
dopuścić, żeby spotkała ją krzywda. Za bardzo mi na niej zależy. - Po tych słowach
Rosalyn uniosła dumnie głowę w wyzywającym geście, jakby się spodziewała sprzeciwu
ze strony Colina.
- Proszę więc odpowiedzieć na pytanie, które zadałem wcześniej.
- Przecież na nie odpowiedziałam. Chyba, że chodzi o jakieś pytanie, które mi umknęło -
mruknęła kobieta z irytacją.
- Myśli pan, że coś przed panem ukrywam?
- Niech mi pani powie, czy była już pani kiedyś w kimś zakochana?
- Nie.
Colin uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Proszę, jaka prosta odpowiedz. Nie było trudno się przyznać?
- Mężczyzni są tacy próżni - sarknęła Rosalyn, mierząc rozmówcę pogardliwym
spojrzeniem.
- Tak, jesteśmy - zgodził się pułkownik, rozumiejąc, że między nim a Rosalyn toczy się
walka o władzę. Podobało mu się to. - Będzie nam ze sobą dobrze, Rosalyn - powiedział,
czując, że imię rozmówczyni, wypowiedziane bez oficjalnego tytułu, wypływa z jego ust
jak słodki nektar.
- Będziemy żyli oddzielnie - poprawiła go szybko. - Czy nie tak właśnie pan mówił? O
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Lowell Elizabeth (Maxwell Ann) Diamentowy tygrys
- 131 Williams Cathy Grecki magnat
- Amoruso Elisa Dzien dobry kochanie
- Nadfiolet
- Jack London On the Makaloa Mat and Island Tales
- Osobliwosc Dariusz Domagalski
- M. Braun GaśÂ‚kowska Psychologia domowa
- 477DUO.Taylor Jennifer Iskra szczescia
- LE Modesitt Archform Beauty
- Lerum May Grethe Córy śąycia 31 Grzechy Ojców
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- teen-mushing.xlx.pl