[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ok.
Ale mu sisz to powtórzyć sie dem razy, bez za trzy my wa nia, za nim czkaw ka zdąży wrócić.
Do bra. Dam radÄ™.
Skon cen truj siÄ™.
Po trze buję cze goś, na czym mogę się sku pić.
Patrz na mnie.
Ok. Za czy nam.
Przy siódmym powtórzeniu wierszyka chłopak miał już purpurową twarz, bo wstrzymywał oddech zbyt długo. Gdy
utkwił w niej swój wzrok, Agnese pomyślała, że był chyba dla niej za wysoki, ale miał ładną, podłużną twarz,
ogrom ne, błękit ne oczy i styl in te lek tu alisty.
Przez chwilę nic nie mówił, lek ko oszołomio ny.
Po tem znów po pa trzył na Agne se.
I co, za działało?
Chłopak wciąż się nie od zy wał, oba wiając się za szyb ko ucie szyć i roz cza ro wać.
Ale jego od dech był znów re gu lar ny, bez szarp nięćczy nagłych pod skoków i bólów brzu cha.
In stynk tow nie wziął Agne se za rękę i pocałował ją.
Za sko czył ją tym, nikt nig dy jej tak nie całował, to byłtaki sta roświec ki gest.
Nie mogę w to uwie rzyć& Po działało!
Na prawdÄ™?
No zo bacz, roz ma wiam z tobą nor malnie, słyszysz,i od dy cham nor malnie& Może ci się to wyda dziw ne, ale ja już
stra ciłem wszelką na dzieję! Jak mam ci dziękować?
Jestem lekarzem, to moja praca. A w zasadzie, zanim nim zostanę, jestem pomywaczką, więc muszę już
wra cać.
Cze kaj, ale chciałbym ci się jakoś od wdzięczyć& Mógłbym za pro sić cię na ko lację&
Nie trze ba, nie przejmuj siÄ™.
Nie, na prawdę, byłoby mi miło. Zo sta wisz mi swój nu mer te le fo nu?
Agnese czuła się zakłopotana, chłopak był sympatyczny, ale ogólnie rzecz biorąc, mimo tego, że był przystojny, nie
był w ogóle w jej typie. Musiała jednak przyznać, że miał w sobie jakąś taką delikatność, która ją pociągała, i bardzo
ładne dłonie. On do strzegł jej zmie sza nie i chcąc ją z nie go uwolnić, za pro po no wał:
Albo nie, nie musisz mi dawać swojego numeru, wez mój i jak będziesz mieć ochotę, zadzwoń, będziemi
na prawdę miło.
Za no to wał swój nu mer na ser wet ce z lo ka lu, którą Agne se zna lazła w jed nej z kie sze ni, i podał jej rękę.
Je stem Miche le.
Miło mi, Agne se.
" " "
Następne go ran ka Agne se obu dziła się z czkawką.
Poszła do łazien ki, wzięła prysz nic, zjadła śnia da niez Giu lią. A czkaw ka wciąż ją męczyła.
Giulia, z typową dla siebie skrajną wrażliwością, śmiała się, słuchając jej opowieści, aż przyznała, że trudno byłoz
nią wy trzy mać, przez dzwięk, jaki z sie bie wy da wała.
Agnese siadła do książek, ale za każdym razem, gdy próbowała wbić sobie do głowy jakieś pojęcie, czkawka
po wra cała i zupełnie ją de kon cen tro wała.
Zastanawiała się, jak Michele mógł wytrzymać w takim stanie ponad miesiąc, a przede wszystkim zadawała sobie
pytanie, czy czkawką można było się zarazić. Poszukała informacji na ten temat w internecie, ale naukowe
wytłuma cze nia były mało sa tys fak cjo nujące.
Spróbowała me to dy sied miu łyków wody, i nic.
Poprosiła Giulię, żeby ją przestraszyła, ale nic to nie dało. Spróbowała więc sprowokować Emmę, ale suczka była
zbyt po tulna, żeby za ata ko wać swoją ulu bioną panią.
Po tem przy po mniała so bie o wier szy ku bab ci i na gle się wy stra szyła.
Idz do ser ca mej miłości, jak miłuje, już tam zo stań.
Ona na pewno nie była osobą, która mogła wierzyćw takie rzeczy, może Giulia tak, ale ona absolutnie. Była zbyt
wielką ra cjo na listką, żeby móc uwie rzyć w taką teo rię, bez żad nych na uko wych pod staw.
Próbowała zigno ro wać czkawkę przez resztę dnia.
Poszła na uczelnię, ale gdy w auli zapanowała cisza,po krótkim czasie nawet profesor stracił cierpliwość.Przerwał
swój wykład i spojrzał w jej stronę py tającym wzro kiem.
Prze pra szam panią, ale nie mogę pro wa dzić wykładu. Czy czu je się pani do brze?
Resz ta stu dentów wy buchnęła śmie chem i Agne se po czuła na so bie oczy wszyst kich.
Po zbie rała swo je rze czy i wyszła z auli.
Tamtego popołudnia niepewne promienie zimowego słońca ogrzewały mrozne powietrze i Agnese postanowiła
przejść się po par ku.
Nigdy nie pozwalała sobie na chwile prawdziwego relaksu, ale teraz ta czkawka zmuszała ją do zrobienia sobie
prze rwy.
Usiadła na ławce w ogro dzie po ma rańczo wym i spoglądała na roz ciągający się z nie go widok na pa no ramę mia sta.
Słońce było już dość nisko, za chmu ra mi, które przy brały barwę róż.
Sięgnęła do kieszeni i znalazła serwetkę, na której Michele zapisał jej swój numer telefonu. W gruncie rzeczy to
z jego winy znajdowała się teraz w tym stanie. I prawdopodobnie był on jedyną osobą, która mogła zrozumiećto, co
właśnie przeżywała.
Wzięła się w garść i wy brała nu mer.
Je den, dwa, trzy sy gnały.
Agne se miała już zakończyć połącze nie, gdy w końcu usłyszała głos po dru giej stro nie.
SÅ‚ucham?
Hik&
Słucham, kto mówi?
Miche le, to ja, Agne se, po zna liśmy się wczo raj.
Cześć, cieszę się, że dzwo nisz& Co słychać?
Mam czkawkÄ™.
" " "
Lorenzo włączył elektryczną golarkę i zaczął się golić, starając się nie strącić ramieniem wielkiej lampy Vanessy,
która, nie wiedząc, co z nią zrobić i nie mając najmniejszego zamiaru pozbycia się jej, pomyślała, że jedynym
sen sow nym miejscem na jej prze cho wa nie jest właśnie łazien ka.
Zgodził się, żeby nie pałętała mu się pod nogamiw studiu, ale nie przemyślał wystarczająco dobrze kwestii
wymiarów łazienka była zdecydowanie za mała, żeby pomieścić lampę tej wielkości. Od dłuższego czasu miał
nadzieję, że w końcu przypadkowo ją stłuczei potem zaprosi Vanessę do japońskiej restauracji w celu
zadośćuczy nie nia.
Gdy już kończył się golić, jego wzrok zatrzymał się przypadkowo na plastikowym kubeczku, w którym nagle
po ja wiły się dwie szczo tecz ki do zębów, za miast jed nej.
Za sta na wiał się, jak do tego doszło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- 010. Woods Sherryl Nie o Ä‚Å‚smej, kochanie
- 096.Walker Kate Włoski kochanek
- Antologia SF KrysztaśÂ‚owy sześÂ›cian Wenus
- GR880. DUO Dunlop Barbara Pamić™tne walentynki
- Wiktor Willmann Ze wspomnien wojennych lotnika
- Orwig Sara We mgle(1)
- HCAT01KN
- 237. Walker Kate Rozbite lustro
- 368. Harlequin Romance Dale Ruth Jean Apartament dla nowośźeśÂ„ców
- 380. Brooks Helen Angielska rezydencja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl