[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prosektorium zobaczyła, że Harley stoi zaledwie parę metrów od niej.
Spoglądał na nią z wyrzutem na twarzy.
W tym momencie zdecydowanie pozbyła się poczucia winy i obdarzyła
go najbardziej promiennym uśmiechem, na jaki było ją stać, przeszła koło
niego i weszła do prosektorium. Nagle uświadomiła sobie, że zaczęła się
przyzwyczajać do panującej tu atmosfery grozy i zastanawiała się, czy to
dobrze, czy zle.
Spodziewała się, że Harley wejdzie do środka i zacznie zadawać pytania,
żeby czegoś się dowiedzieć, ale drzwi pozostały zamknięte. Po kilku chwilach
uznała, że zrezygnował i nie ma zamiaru jej indagować.
Z westchnieniem ulgi wróciła do pracy. Czekało na nią wiele raportów do
ukończenia. I wiele rzeczy do przemyślenia, z których większość dotyczyła
faceta o seksownym uśmiechu i zabójczych oczach.
86
RS
ROZDZIAA ÓSMY
Dopiero po dłuższej chwili Lucy zorientowała się, że nie jest sama w
prosektorium.
Była tak głęboko pochłonięta lekturą raportów z wcześniejszych sekcji i
dołączonych do nich notatek z policyjnych śledztw, by zrozumieć mechanizmy
działania procesów kryminalistycznych, że nie usłyszała, jak otwierają się
drzwi.
Nie usłyszała nawet, że ktoś się do niej zbliża.
A nawet gdy już podniosła wzrok, wiedziała, że nie będzie to doktor
Harley ani żaden inny patolog czy laborant. Oni zawsze robili mnóstwo hałasu.
Mężczyzna, który wszedł do środka, był przyzwyczajony do poruszania
się bezgłośnie jak cień.
Zdjęła okulary i pomasowała grzbiet nosa w miejscu, o które opierają się
noski okularów. Ta czynność pozwoliła jej zastanowić się przez moment, jaki
wyraz twarzy przybrać. Zwykle nie nosiła okularów, zrobiła to teraz, gdy
musiała odczytywać bardzo drobny druk.
Spojrzała na stojącego nieopodal mężczyznę w dżinsach i skórzanej
kurtce.
 Czy ty zawsze tak siÄ™ zakradasz i straszysz ludzi?
 Wcale siÄ™ nie skradam. Po prostu cicho siÄ™ zachowujÄ™.  Collin siÄ™
uśmiechnął.  Moje zachowanie można najwyżej nazwać skrzywieniem
zawodowym.
Lucy odłożyła okulary na stertę akt, do których jeszcze nie zajrzała.
Pytania cisnęły się jej na usta. Zauważyła, że zawsze, gdy się pojawiał, miała
do niego mnóstwo pytań. Pewnie nie powinna się z nimi narzucać, ale po
prostu nie mogła się powstrzymać.
87
RS
 Czy życie, które prowadzisz, jest bardzo niebezpieczne?
To pytanie zbiło go z tropu. Nie przyszedł tutaj rozmawiać o
zagrożeniach, z którymi stykał się podczas wykonywania swoich zadań
wywiadowczych. Przyszedł tu, bo potrzebował jej pomocy. I lubił na nią
patrzeć.
 To zależy, kto przede mną stoi.
Lucy się uśmiechnęła. Była dużą dziewczynką, lecz nigdy nie umiała
flirtować w taki wyszukany sposób i miała nadzieję, że drobne niezręczności
zostanÄ… jej wybaczone.
 No tak, ale na co dzień?  dopytywała się.
Collin wzruszył niedbale ramionami i oparł się biodrem o biurko.
 Nie bardziej niebezpieczne niż przeciętnego żołnierza.
Ale ściemnia, pomyślała. Nikt, kto pracuje w Wydziale Operacji
Specjalnych, nie może powiedzieć, że ma przeciętną pracę. Zagrożenie, jakie
napotyka w terenie trudno uznać za przeciętne.
 Zrzuconego na spadochronie na tyły wroga  dokończyła za niego.
Jaka ona romantyczna, pomyślał Collin. Co za interesujący pomysł,
szkoda, że nierealny.
 Nigdy nie skaczemy na spadochronach  wyjaśnił spokojnie.  Mogliby
nas wystrzelać jak kaczki.
Collina wysadzano na brzegu morskim, przeczołgiwał się pod
granicznymi zasiekami, by dotrzeć na tereny wroga, zawsze w ciemnościach
bezksiężycowych nocy. Istniało też mnóstwo bardziej zakamuflowanych
sposobów przenikania na terytorium nieprzyjaciela, które z natury rzeczy były
bardziej bezpieczne.
Ale najwyżej przez krótki czas, który wymagał jego ogromnej
koncentracji.
88
RS
Teraz nie zamierzał tego zmieniać. Szczególnie przy niej.
Lucy nie była wrogiem, lecz to nie oznaczało, że nie była zagrożeniem
dla jego życia  a przynajmniej dla dotychczasowego stylu życia.
Lucy odchyliła się w fotelu, celowo odpychając się od biurka. Czuła
lekką woń jego wody po goleniu. Ten zapach ją rozmarzył i wyobraziła sobie,
że patrzy na niego, kiedy on goli się w łazience tego ranka. Jego bliskość ją
onieśmielała. Nie lubiła niezręcznych sytuacji, nie chciała czuć się skrępowana
nawet w obecności osoby tak uprzejmej i dystyngowanej jak Collin.
Każdy jego ruch mógł być niebezpieczny. A jego pocałunki stanowiły
zdecydowane zagrożenie. Czuła, że każda kobieta musiała bardzo na siebie
uważać w jego obecności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl