[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak nie stało. Przez cały czas zastanawiała się nad zaistniałą
sytuacją. Kim był nieznajomy? W jaki sposób zdołał rozpalić w
niej namiętność i tak wspaniale ją zaspokoić?
Znała Jacka przez dwa i pół roku i w jego ramionach nigdy
nie zapominała się bez reszty. Marzyła o burzliwych
uniesieniach, lecz sądziła, że najpierw dwoje ludzi musi się
dobrze poznać, a dopiero potem dawać sobie fizyczną
satysfakcjÄ™.
Nie mając doświadczenia w tych sprawach, uważała, że
miłość i wzajemny szacunek powinny poprzedzać seksualne
spełnienie. Mężczyzna, którego spotkała przed dwoma dniami,
nie mógł z pewnością rozumieć potrzeb jej ciała.
Udowodnił coś wręcz przeciwnego. Może sprawiła to magia
chwili, a może po prostu miała fałszywe pojęcie o
RS
55
mężczyznach? Była osobą dość trzezwo i mocno stąpającą po
ziemi, nie przypisywała więc zbytniej roli szumowi wodospadu i
woni dzikich kwiatów. Musiała zatem przyjąć do wiadomości
wytłumaczenie Ruth: i przelotny romans, i seks bez zobowiązań
potrafią zaspokoić kobietę. Ten wniosek wydał się Gretchen nie
do przyjęcia.
Szukała innego wyjaśnienia. Może jej towarzysz jest
doświadczonym kochankiem? Może kochał się z tyloma
kobietami, że doskonale wiedział, jak doprowadzić je do
najwyższej rozkoszy? Przeczytał to i owo na temat technicznych
chwytów...
Wydało jej się to tak absurdalne, że omal się nie roześmiała.
Nie wyobrażała sobie, aby miłośnik natury studiował
podręczniki. Kierował się raczej instynktem, intuicją.
To, co zaszło między nimi, wydawało się czymś
spontanicznym, instynktownym właśnie, nie zaś wytężonym czy
świadomym. Nikt nie mówi liliom, Wy wystawiały płatki do
słońca, a strumieniowi, aby płynął w dół. Nieubłagane prawa
natury pchnęły ku sobie dwoje ludzi. Intelekt nie miał z tym nic
wspólnego.
Ruth chyba się nie myliła. Miłość i seks to dwie oddzielne
sprawy. Gretchen z pewnością nie kochała swego towarzysza,
chociaż niewątpliwie pociągał ją fizycznie. I nawet nie znała
jego imienia.
Tak powinno pozostać. Nie chciała i nie potrzebowała
miłości. Korzystała z szansy, aby dojść do siebie po doznanym
zawodzie.
Kiedy mieszała makaron, poczuła, że mężczyzna stanął za jej
plecami. Ukląkł i zaczaj masować napięte mięśnie karku i
pleców Gretchen.
- Jak dobrze - zamruczała zadowolona.
- Wszystko, co ciebie dotyczy, jest dobre - zauważył. Uniósł
jej włosy i pocałował w szyję. Zalała ją fala gorąca.
RS
56
Natychmiast zapomniała o dręczących ją pytaniach. Znała już
odpowiedz.
- To miejsce, miłośniku natury... Wiedziałeś, gdzie go szukać.
Jak je znalazłeś?
Pochylił się nad kuchenką. Nabrał na widelec trochę
makaronu i spróbował. A potem powiódł wzrokiem po łące i
liliach, zmieniajÄ…cych kolor w zapadajÄ…cym zmroku.
- Trafiłem tu przed kilku laty. Pierwszy raz przeszedłem
wtedy ten odcinek szlaku appalaskiego. Zaprowadził mnie szum
wody. To był bezwietrzny dzień i dałbym głowę, że słyszę szum
wodospadu. Postanowiłem do niego dotrzeć.
- Mogłeś zabłądzić.
- Warto było podjąć ryzyko - oznajmił, wzruszając
ramionami.
Spojrzała badawczo, zaciekawiona dwuznacznością jego
słów. Uśmiechnął się szeroko.
- Byłeś wtedy sam?- Gretchen musiała zaspokoić swoją
ciekawość.
- Hmm... Czy byłem sam? Kiedy?
- Kiedy odkryłeś tę polanę.
- Idę tym szlakiem już czwarty raz i jeszcze nigdy nie miałem
towarzysza wędrówki. - Chwycił dłoń Gretchen i podniósł ją do
ust. - Jestem jednak pewien, że nie ja jedyny znalazłem to
miejsce - dodał wesoło.
- Nie mów tak - stwierdziła pospiesznie. Zerknął, zdumiony.
Uśmiechnęła się niewinnie. - Chcę myśleć, że to nasza polana,
wyłącznie nasza.
- Tak właśnie jest, G.S. - zapewnił czule.
Jedli powoli, w milczeniu. Zanim skończyli, zrobiło się
ciemno. Srebrzysty księżyc wypłynął na niebo. Robaczki
świętojańskie śmigały wśród kwiatów. Gretchen umyła twarz i
zęby i usiadła na skale nad czarną wodą.
RS
57
Postanowiła nie zaprzątać sobie więcej głowy problemami.
Przyjdzie na to czas po powrocie do domu. Pragnęła cieszyć się
pięknem wieczoru i bliskością kochanka.
Ale nawet romantyczny nastrój nastrajał ją melancholijnie.
Niedługo musi wrócić do pracy, do cywilizacji. Na myśl o tym
poczuła skurcz w sercu.
Słuchała szumu strumienia, koncertu świerszczy, kumkania
żab i metalicznego szczęku naczyń, sprzątanych przez
mężczyznę. Energicznie, sprawnie poradził sobie z garnkami i
wszedł do namiotu po przybory toaletowe.
Kiedy już się umył, dołączył do Gretchen. Zrobiła mu miejsce
na kamieniu obok siebie, a on otoczył ją ramieniem.
- No, jak tam, kobieto pierwotna? - spytał łagodnym,
rozmarzonym głosem.
- Zwietnie - odparła, niezbyt o tym przekonana.
- A noga?
- Co?
- Zlad po ukÄ…szeniu.
- A tak. - Całkiem zapomniała. - O wiele lepiej.
- Są różne sposoby leczenia ukąszenia komara - zaśmiał się
cicho.
Spojrzała na niego badawczo. Nie chciała, aby żartował z ich
cudownego przeżycia na łące. Z drugiej strony wiedziała, że
było to chyba najrozsądniejsze zachowanie. Przyjemnie się
zabawili, i tyle.
Otrząsnęła się z tych myśli i uśmiechnęła.
- Nie wiem, czy mnie wyleczyłeś - odparowała.
- Może po prostu sprawiłeś, że przez chwilę zapomniałam o
bólu.
- A może ból powraca? - zasugerował. Zmarszczyła brwi. -
Może znów potrzebujesz znieczulenia...?
- A może masz nieczyste myśli?
- Pewnie tak. I dobrze mi z tym.
RS
58
Podniósł się i pomógł wstać Gretchen. Po drodze do namiotu
starała się nie deptać kwiatów. Kiedy znalazła się w środku,
spostrzegła, że mężczyzna przygotował im wspólne posłanie.
Rozsunął zamki śpiworów i jeden rozłożył jako prześcieradło,
drugi zaś - jako kołdrę.
Odwróciła się i już miała cierpko skomentować to śmiałe
posunięcie, lecz kiedy objął ją mocno, nie potrafiła się zdobyć
na wymówki. Czuła, że nawet w ciemności widać jej rozpalony
wzrok, rumieniec na policzkach, rozchylone, wyczekujÄ…ce
wargi.
Musnął jej usta językiem, a potem wsunął go do słodkiego
wnętrza, aby pocałunkiem obudzić w niej namiętność. Ręce
powędrowały do guzików koszuli, do zapięcia biustonosza,
paska szortów. Rozebrał ją i siebie, pospiesznie, zdecydowanie.
Pociągnął Gretchen na posłanie i okrył ich śpiworem. Silne
dłonie zaczęły podniecającą wędrówkę po zakamarkach jej
ciała. Pieścił skórę za uszami, aż poczuła ciarki na plecach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Morrison_Jo_Milosc_na_wszystkie_pory_roku_T076
- 081. McWilliams Judith Reklamacji nie bedzie
- HT081. McWilliams Judith Reklamacji nie będzie
- MacDonald_Laura_Potega_milosci
- Babiker Gloria, Lois Arnold Autoagresja. Mowa zranionego ciała
- Amy Lane Little Goddess 03 Bound
- 06. Seneka Lucjusz Anneusz MyśÂ›li [pol.]
- Palmer Diana Sercowe kśÂ‚opoty
- 10 Zlota Dynastia Ferrarella Marie Zasluzona nagroda
- de Vries Dolf BiaśÂ‚e kśÂ‚amstwo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl