[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chciała poznać wszystkie jej talenty; mała Eugenia umiała jednak tylko biegle czytać, cie-
szyła się znakomitym zdrowiem i była piękna jak anioł. Pani de Franval przeżyła głęboki
wstrząs, gdy stwierdziła, że jej córka nie zna nawet podstawowych zasad wiary chrześcijań-
skiej.
 Czyżbyś chciał wychować ją tylko dla tego świata?  mówiła z oburzeniem do męża. 
Nie zastanawiasz się, że podobnie jak my przeżyje tutaj jeno chwilę, aby pogrążyć się potem
w wieczności, jakże straszliwej, gdy pozbawisz ją szansy radowania się szczęściem u stóp
Boga, któremu zawdzięcza swe istnienie?
 Jeżeli Eugenia nie pozna tej wiary, jeśli ukryje się przed nią starannie owe maksymy 
odpowiedział Franval  nie doświadczy nigdy nieszczęścia. Jeśli wiara twoja jest słuszna,
Najwyższa Istota zbyt jest sprawiedliwa, aby karać ją za ignorancję. Jeżeli zaś wszystko to
jest fałszem, po co mamy jej o tym opowiadać? Co do innych stron jej edukacji, proszę cię,
37
abyś mi zaufała. Sam będę odtąd jej wychowawcą i ręczę ci, że za parę lat twoja córka prze-
wyższy nieskończenie wszystkie dzieci w tym samym wieku.
Pani de Franval chciała nalegać, wezwała wszelkie racje swego serca na pomoc rozumowi;
łzy świadczyły o jej uniesieniu. Ale Franval, bynajmniej nie wzruszony, zdawał się nawet ich
nie dostrzegać. Kazał odprowadzić Eugenię i oświadczył żonie, że jeśli ośmieli się sprzeciwić
w czymkolwiek zamierzonej edukacji córki lub jeśli wpajać jej będzie zasady odmienne od
tych, które on sam jej podsuwa, zostanie pozbawiona szczęścia jej oglądania, a dziewczynkę
wyśle się do jednego z odległych zamków, którego nigdy już nie opuści. Pani de Franval po-
słusznie zamilkła. Błagała męża, aby nie rozdzielał jej z najdroższym dziecięciem, i płacząc
przyrzekła, iż nie będzie się mieszać do edukacji, jaką dla niej obmyślił.
Od tej chwili panna de Franval zamieszkała w pięknym apartamencie tuż obok pokoi ojca,
razem z inteligentną guwernantką, jej pomocnicą, pokojówką i dwoma małymi dziewczyn-
kami w tym samym wieku, których jedynym zadaniem było służyć jej za towarzyszki zabaw.
Dobrano jej starannie nauczycieli pisania, rysunku, poezji, historii naturalnej, deklamacji,
geografii, astronomii, anatomii, greki, angielskiego, niemieckiego, włoskiego, szermierki,
tańca, jazdy konnej i muzyki. Bez względu na porę roku Eugenia wstawała codziennie o
siódmej rano. Wybiegając do ogrodu brała ze sobą śniadanie: wielką kromkę razowego chle-
ba. Wracała o ósmej, spędzała kilka chwil w apartamencie ojca, który bawił się z nią lub
uczył stosownych gier towarzyskich; o dziewiątej przygotowywała się do swoich codzien-
nych obowiązków, zjawiał się pierwszy nauczyciel. Przyjmowała ich kolejno pięciu, aż do
godziny drugiej po południu. Proszono ją wtedy do stołu razem z obu koleżankami i guwer-
nantką. Obiad jej składał się z jarzyn, ryb, ciast i owoców; nie jadła nigdy mięsa ani zupy, nie
znała smaku wina, likieru czy kawy. Między trzecią a czwartą Eugenia wracała do ogrodu,
aby pobawić się trochę z małymi towarzyszkami. Grały w piłkę, w kręgle, w wolanta, w kla-
sy. Ubrane były swobodnie; nic nie krępowało im talii, nie opinano ich nigdy owymi śmiesz-
nymi fiszbinami, niebezpiecznymi dla klatki piersiowej i żołądka, które utrudniając oddycha-
nie młodej istoty nieuchronnie szkodzą jej płucom. Między czwartą a szóstą panna de Franval
spotykała się znowu ze swymi wychowawcami: ponieważ nie wszyscy mogli zmieścić się w
tym samym dniu, pozostali przychodzili nazajutrz. Trzy razy w tygodniu Eugenia jezdziła z
ojcem do teatru, do zasłoniętej loży, którą Franval abonował dla niej przez cały rok. O dzie-
wiątej wracała na kolację; podawano jej wieczorem tylko jarzyny i owoce. Cztery razy w ty-
godniu, między godziną dziesiątą a jedenastą. Eugenia bawiła się ze swoimi damami, czytała
powieści, wreszcie kładła się spać. W pozostałe dni, kiedy Franval nie jadł kolacji poza do-
mem, przychodziła sama do pokoju ojca; były to chwile, które Franval nazywał swoimi kon-
ferencjami. Wówczas to wpajał córce własne poglądy na sprawy religii i moralności; przed-
stawiał jej najpierw to wszystko, co ludzie zazwyczaj myślą w tej materii, a potem wykładał
swoje racje i argumenty.
Jeżeli wezmie się pod uwagę wielką inteligencje dziewczynki, jej szeroką wiedzę, żywe
usposobienie i namiętność, która poczęła się w niej rozpalać, to łatwo pojąć, jak znaczny po-
stęp dokonywał się w duszy Eugenii dzięki takiemu systemowi edukacji. Jednakże niegodzi-
wy Franval nie ograniczał się bynajmniej do konstruowania jej światopoglądu; konferencje
jego rzadko koÅ„czyÅ‚y siÄ™ bez szczególnego roznamiÄ™tnienia serca dziewczynki. Ów straszny
człowiek umiał podobać się swojej córce; zjednał ją sobie z taką zręcznością, stał się tak
użyteczny w jej nauce i zabawie, tak gorliwie i skutecznie dowodził swej wyższości nad każ-
dym, kto mógł się wydać jej miłym, że Eugenia, obracając się w najświetniejszym towarzy-
stwie, nie potrafiła dostrzec nikogo równie uroczego jak własny jej ojciec. Zanim Franval
ujawnił swe zamiary, niewinne i wrażliwe stworzenie zebrało już dlań w swoim młodym ser-
cu tyle uczuć przyjazni, wdzięczności i czułości, że nieuchronnie przerodzić się to musiało w
najgorętszą miłość. Widziała w świecie tylko Franvala, tylko ojciec wyróżniał się ponad
wszystkich; burzyła się na myśl, że ktokolwiek mógłby ich rozdzielić. Była gotowa mu po-
38
święcić już nawet nie swój honor, czy urodę, bo takie ofiary wydawały się jej zbyt nędzne
wobec ukochanego bóstwa, ale nawet krew i życie, gdyby ów najdroższy przyjaciel kiedyś
tego zażądał.
Swojej czcigodnej i nieszczęśliwej matce panna de Franval nie okazywała jednak podob-
nych porywów serca. Ojciec mówił jej wprost, że pani de Franval, korzystając ze swoich praw
żony, domagała się od niego starań, które często przeszkadzały mu w czynieniu dla swej dro-
giej dziewczynki tego wszystkiego, do dyktowało mu serce. Potrafił w ten sposób zasiać w
duszy młodej istoty zazdrość i nienawiść, które wyparły uczucia szacunku i miłości, należne
bez wÄ…tpienia takiej matce.
 Mój drogi, mój ukochany  mówiła czasami Eugenia do Franvala, który nie życzył sobie,
aby córka zwracała się do niego w inny sposób  kobieta, którą nazywasz swoją żoną, ta
istota, która jak powiadasz, wydała mnie na świat, jest chyba bardzo wymagająca, skoro żąda
nieustannie, abyś spędzał przy niej tyle czasu i pozbawia mnie szczęścia przebywania razem z
tobą. Wiem dobrze, że wolisz ją od swojej Eugenii. A ja nie potrafiłabym miłować kogoś, kto
by odbierał mi twoje uczucia!
 Moja droga przyjaciółko  odpowiadał Franval  nie ma na świecie nikogo, kto wobec
mnie mógłby poszczycić się prawami równymi twoim. Więzy łączące tę kobietę z twoim
najlepszym przyjacielem są skutkiem zwyczaju i konwencji społecznych; traktuję je zgodnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl