[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w sposób bardzo podniecający. Poczuła w końcu, jak Will
rozpina ostatni guzik i materia opada.
Wsunął nogę pomiędzy jej nogi, a jego palce błądziły
po miękkiej skórze jej ud. Annabella z szeroko otwartymi
oczyma poddawała się niewyobrażalnej rozkoszy piesz
czot Willa. Znowu obróciła się na plecy, rozchylając war
gi, gdy Will uniósł się nad nią, zatapiając się w pocałunku
równie długim jak głębokim. Jego ręce spoczywały na jej
biodrach, gdy poruszał nią pod sobą. A gdy w końcu za
kończył to słodkie oczekiwanie, biorąc ją zarazem gwał
townie i delikatnie, Annabella nie wspomniała nawet
o dawnych przeżyciach, upojona niezwykłym spełnie
niem terazniejszości.
Potem, leżąc w skłębionej pościeli, gdy świeca ponow
nie zapłonęła i wypili resztę szampana, rzuciła mężowi
oskarżycielskie spojrzenie.
- Will, naprawdę myślałam, że jesteś zmęczony. Sta
rałam się, jak mogłam, żeby ci nie przeszkadzać.
Szybkim ruchem ściągnął z niej kołdrę i wpatrzył się
w jej nagie ciało, trzymając pościel z daleka, tak by nie
mogła się zakryć.
- Czy kogoś może nie poruszyć dotyk i smak twojego
ciała? - powiedział cicho. - Byłem nieco mniej zmęczo
ny, niż przypuszczałaś, cóż, trochę cię okłamałem. Nie!
- gwałtownie zaprotestował, gdy znowu usiłowała się za
kryć - pozwól mi popatrzeć na siebie, Annabello. Muszę
nadrobić cały stracony czas.
Zadrżała, widząc na jego twarzy ogromniejące pożąda
nie. Wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła jego ręki.
- Ale twoje ramię? Nie powinieneś się oszczędzać? -
Nieświadomie jej palce otarły się o jego pierś, rozkoszując
się dotykiem jego skóry.
- Doktor powiada, że powinienem spędzić nieco czasu
w łóżku - odparł z cieniem uśmiechu na ustach - a mamy
cały dzień, nim wprowadzimy w życie nasz plan, toteż za
mierzam skorzystać z jego porady.
Charles Harvard czuł się nieswojo w eleganckim salo
nie markiza Mullineaux w Oxenham. Obezwładniała go
nie tyle świetność towarzystwa czy splendory posiadłości,
ile poczucie, że wkracza do jaskini lwa. Początkowo,
gdy wraz z admirałem Cranshawem otrzymał zaproszenie
na ucztę, błagał swego przełożonego, by pozwolił mu się
od tego wymówić, tłumacząc, że z przyjęciem kolidują
jego obowiązki. Cranshaw nazwał go głupcem i rzeczy
wiście spojrzał nań, jakby uważał go za skończonego
idiotÄ™.
- Nie możemy obrażać człowieka tak wpływowego
jak James Mullineaux - mruknął, wsuwając na śniadanie
lokalną potrawę z ryby, ryżu, jaj, cebuli i ostrych przy
praw. - A poza tym, sądząc z tego, co mówi Mullineaux,
może być on przyjacielem Willa Westona, lecz na pewno
nie zakłóci toku naszego dochodzenia. Do diabła, w koń
cu to sędzia pokoju i ważna osobistość! Taki ambitny mło
dy oficer jak ty powinien dołożyć wszelkich starań, by za
wrzeć z nim bliższą znajomość.
W obliczu tak całkowitego braku zrozumienia admira
ła, a nie mogąc wytłumaczyć, na czym naprawdę rzecz po
lega, Harvard został zmuszony do uczestnictwa w uroczy
stym wieczorze i niemal natychmiast poczuł się naprawdę
jak idiota, usadzono go bowiem obok lady Stansfield,
z którą trudno było mierzyć się na słowa.
Stara hrabina obrzuciła go spojrzeniem od góry do
dołu.
- Harvard? Czy z tych Harvardów z Yorkshire?
Nie mogąc zorientować się z jej tonu, czy lepiej przy
znać się do powinowactwa z nieznajomymi, czy też nie,
Harvard wyjaśnił, że pochodzi z odłamu rodziny z Sus-
sex. Prychnęła z dezaprobatą, lecz nie opatrzyła tego ko
mentarzem. Gdy na stół wjechała wspaniała ryba faszero
wana szpinakiem, a po niej zupa, Harvard odprężył się
wreszcie. Lady Stansfield znowu się odezwała.
- Poczynił pan jakieś postępy w pańskich wyprawach
z motyką na słońce? - zapytała uprzejmie.
Nim kapitan zdołał zdobyć się na taktowną odpowiedz,
z drugiego końca stołu pospieszyła mu z odsieczą Alicja.
- Babciu, przy stole nie wypada wypytywać nieszczęs
nego kapitana Harvarda o sprawy służbowe.
- Masz rację - przytwierdził James z celowym bra
kiem taktu - przecież to oczywiste, że kapitan nie chce
rozmawiać o swym niepowodzeniu.
Harvard upodobnił się do buraka.
W sporej odległości od kapitana Annabella obserwowa
ła, jak babka usiłuje zastawić nań pułapkę. Młodej kobie
cie trudno było usiedzieć w tym samym pomieszczeniu co
kapitan, skoro wiedziała, co próbował wyrządzić Willowi
- jej mężowi. Ale tak jak pomogła Willowi, ukrywając go
w Larkswood, tak teraz za wszelką cenę pragnęła zwabić
w zasadzkę jego niedoszłego mordercę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Start
- Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem numerem cztery Lore Pittacus
- Rob McGregor Indiana Jones i dziedzictwo jednoroĹźca
- A wollini noverek Hedwig Courths Mahler
- (tom 67) Jordan Penny Ksić…śźe z Florencji
- Diane Salvatore Benediction
- Curwood James BśÂ‚yskawica
- verne_epave_cynthia
- 2. WśÂ‚adczyni Demonów
- Alchemical Mass
- M211. Sinclair Flora Konsultantka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- assia94.opx.pl