[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawnie kilkoma spinkami. Wzdychając z żalem za tym, co mogłoby
być, a co zostało stracone, wpadła do kuchni, dając stojącemu przy stole
Justinowi znak, że prysznic jest do jego dyspozycji. Błyskawicznie
zebrała talerze ze stołu, wytarła go, włożyła brudne naczynia do
zmywarki, zaparzyła kawę, zagotowała wodę na herbatę, rozgrzała
patelnię, wrzuciła na nią bekon, żeby zaskwierczał, i właśnie rozbijała
jajka, gdy pojawił się Justin.
- Zapomnieliśmy powiedzieć sobie dzień dobry - odezwał się
łagodnie i Hannę przeszły ciarki.
- Dzień dobry - powiedziała przez zaciśnięte zęby. - Przyszedłeś w
samą porę. - Wylała jajeczną masę na bekon. - Jeśli chcesz mi pomóc,
możesz nakryć do stołu. - Włożyła cztery kromki chleba do tostera, nie
patrząc na Justina, i drgnęła przestraszona, kiedy zaszedł ją od tyłu i w
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
milczeniu wyjął jej z ręki łopatkę.
- Pozwól, że zajmę się jajkami - powiedział. - Jesteś u siebie, wiesz,
gdzie czego szukać, więc będzie lepiej, jeśli to ty nakryjesz do stołu.
- W porządku. - Hanna była rada, że znajdzie się w trochę większej
odległości od niego. Postawiła dwa nakrycia i wyjęła z lodówki mleko
oraz sok pomarańczowy. - Lubisz dżem do tostów? - spytała.
- A masz może masło orzechowe?
- Mam - odpowiedziała, zdziwiona, bo i ona smarowała nim poranne
tosty.
- Naturalne czy słodzone? Nie przepadam za słodzonym.
- Ja też nie - odparła, wyjmując słoik z lodówki.
Pogrążeni we własnych myślach, jedli prawie w zupełnym milczeniu,
z rzadka przerzucajÄ…c siÄ™ zdawkowymi uwagami. Hanna z irytacjÄ…
zauważyła, że Justin zmarszczył z dezaprobatą czoło, widząc, że już
trzeci raz sprawdza godzinę na zegarze. Nie komentował tego jednak,
odezwał się dopiero wtedy, gdy podała mu kawę, sama racząc się
herbatÄ….
- Uważam, że powinnaś wziąć wolny dzień - powtórzył stanowczo.
- Już ci mówiłam, że nie zrobię tego - odparła z nie mniejszą
determinacjÄ….
- Musimy porozmawiać - stwierdził i tym razem z jego szarych oczu
wyzierał dawny arktyczny chłód.
Hanna wstała, wylała swą ledwo napoczętą herbatę do zlewu i
przepłukała kubek, po czym odrzekła z wolna:
- Nie musimy. Natomiast ja muszę iść do pracy, a ty musisz jechać
do Baltimore.
Wyjęła z szafy płaszcz, włożyła go i chwyciła torebkę.
- Psiakrew, Hanno - nieomal krzyknął Justin. - Posłuchaj... -
Wyciągnął rękę, chcąc ją powstrzymać przed wyjściem.
Nerwy Hanny były napięte i trzęsła się z emocji. Owładnęła nią
paniczna myśl, by uciec, zanim ulegnie i stanie się jedną z
okazjonalnych kochanek Justina. Umknęła przed jego ręką i odwracając
się do niego twarzą, rzuciła ostro:
- Nie chcę słuchać tego, co chcesz mi powiedzieć. - Czuła się
zraniona i chciała, żeby i on wiedział, jak smakuje odrzucenie, chciała go
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
wysmagać słowami. - Wielkie dzięki za wszystko, co mi ofiarowałeś -
ciągnęła sarkastycznie - ale to już na zawsze skończone. Twoje miejsce
jest w Montanie, a moje tutaj. Czy Adamznowu przyśle cię tu w
interesach, czy nie, ja nie chcę cię więcej widzieć.
- Hanno, to niemożliwe, ty wcale tak nie myślisz... - w głosie Justina
brzmiała niekłamana konsternacja.
- To nieprawda.
- A właśnie, że prawda - potwierdziła, zmagając się z łzami.- Muszę
już iść. - Wycofała się do przedpokoju. - Bądz tak uprzejmy i
wychodząc, zatrzaśnij drzwi wejściowe. - Po tych słowach wyszła,
zostawiajÄ…c go samego.
Justin był wstrząśnięty, więcej - wściekał się ze złości na Hannę, że
tak go potraktowała, a przede wszystkim na siebie, że dał sobie tak
mocno zawrócić w głowie.
Z całą pewnością taka wyniosła, przeczulona na punkcie własnej
niezależności kobieta nie przystawała do jego marzeń. Justin powtarzał
sobie ostatnie słowa jak mantrę przez całą powrotną drogę do Montany,
a także przez następne trzy tygodnie. Powtarzał je podczas pracy, w
trakcie rozmów o projektowanej hodowli koni w Pensylwanii, a nade
wszystko nocami, kiedy znów snuł się po domu, nie mogąc zasnąć,
myśląc o Hannie i tęskniąc za nią.
Dlaczego, do stu tysięcy diabłów, zakochał się w niej tak głupio?
Dlaczego beznadziejnie popadł w zależnośćod tej gorącej tygrysicy,
która potrafiła równocześnie być oziębła?
Justin wiedział, co to jest przegrana. Ku swemu zdumieniu nawet
szczególnie się nie przejął faktem, że w końcu dopadła go miłość.
Prawdziwa miłość. Postanowił, że musi coś z tym zrobić, posunąć się
nawet dalej, niż planował.
Czekając na rozmowę telefoniczną z Adamem, bębnił nerwowo
palcami po blacie biurka.
- O co chodzi? - zapytał brat.
- Musimy zrobić rodzinną naradę w sprawie tej farmy w
Pensylwanii.
- Człowieku, myśmy ją już praktycznie kupili - odparł Adam. - I to
był twój pomysł, jeśli chodzi o ścisłość. Nie mów mi teraz, że zmieniłeś
Pona & Polgara
ous
l
anda
sc
zdanie i chcesz, żebyśmy się wycofali na kilka dni przed dopięciem
wszystkiego na ostatni guzik
- Nie, nie, wcale się nie rozmyśliłem co do kupna farmy - zapewnił
go Justin. - Chodzi mi tylko o człowieka, który ją będzie prowadził.
- Nie Ben? - spytał zaskoczony Adam.
- Nie on. Wiem, że wcale nie ma ochoty się przenosić, a i Karli nie
uśmiecha się takie oddalenie od jej rodziny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl