[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wreszcie zobaczyliśmy przed sobą szeroko otwarte dwuskrzydłowe wrota osadzone w
ozdobnym portalu.
Zwolniliśmy kroku, niepewni tego co nas czeka.
- Czyżby to miała być skrytka? - zastanawiał się Rafał.
Rafał i harcerze weszli do krótkiego przejścia za portalem, a ja jeszcze sprawdziłem,
czy skrzydła ruszają się, nie zatrzaskują, nie stanowią kolejnej pułapki. Oczywiście
zardzewiałe zawiasy nie chciały od razu drgnąć, ale stwierdziłem, że nie są one połączone z
żadnym mechanizmem. Poszedłem za harcerzami.
- Niech pan patrzy! - zawołał mnie Rafał.
Oświetlał dwie ciężkie, otwarte skrzynie stojące w rogu długiego na dwadzieścia i
szerokiego na pięć metrów pomieszczenia z rzędem filarów biegnących środkiem
pomieszczenia. Pobiegliśmy do skrzyń. Rzecz jasna były puste, a za nami rozległ się
przerazliwy zgrzyt starych drzwi i stukot, gdy je zatrzaśnięto.
***
Gdy ktoś was oszołomi gazem, to przebudzenie jest bolesne. Tym bardziej jeżeli
zostaliście rzuceni w jakieś kolczaste krzaki. Spojrzałem na zegarek. Nie było jeszcze trzeciej.
Byłem bez czucia najwyżej pół godziny. Rozejrzałem się dokoła. Bandyta przyholował mnie
tu, rzucił w krzaki na północ od zamku. Obok widziałem schody prowadzące do warowni.
Podszedłem do nich. Każdy gwałtowny ruch przyprawiał mnie o ból głowy. Wchodziłem
powoli, jak pijany. Dotarłem do bramy. Była zamknięta. Zastukałem, waliłem pięścią. Nie
było przycisku dzwonka. Szukałem w kieszeniach telefonu komórkowego, by zadzwonić po
Misikiewicza. Nie miałem go, ma mi go zabrał.
Bębniłem pięścią we wrota, aż usłyszałem czyjeś kroki. Na wszelki wypadek
odsunąłem się, gdybym znowu miał być poczęstowany gazem.
- Czego?! - otworzył mi wielki facet z brodą. Zaświecił mi w twarz latarką.
- Ty, ja cię znam! - zawołał. - Witaj, bracie, pamiętasz poznaliśmy się pod
Grunwaldem.
Jedna z moich przygód zaprowadziła mnie pomiędzy bractwa rycerskie, które spotkały
się na inscenizacji bitwy pod Grunwaldem. Tam poznałem wielu współczesnych rycerzy, a
wśród nich i tegoż jegomościa.
- Co się stało? - zapytał mnie stróż.
- Znowu było włamanie do zamku - powiedziałem. - Nie widziałeś tu starszego pana z
harcerzami?
- Co tu gadasz? Jakie włamanie?
- Wezwij policję - prosiłem.
Mężczyzna pełniący obowiązki stróża nie wezwał policji, bo stwierdził, że nikt się nie
włamał do zamku.
- Sprawdzmy - błagałem go.
Przeszliśmy się po salach wystawowych.
- Kto mieszka w pokoju w tej części zamku? - pytałem wskazując tę część drugiego
piętra, gdzie przebywał pomocnik my.
- Jakaś babka - odparł stróż. - Ty, chuchnij, możeś coś pił?
Pozwolił mi zadzwonić do Misikiewicza.
- Wyślę naszych, żeby sprawdzili teren - obiecał policjant.
- Ale jesteś namolny - stwierdził brodacz. - Oberwę za to, że ciebie tu wpuściłem.
Poczekaliśmy na patrol policji, który zjawił się po kwadransie. W obecności
policjantów obejrzeliśmy mury zamku. Okno, z którego rzucono linę było otwarte.
Wymusiłem, byśmy sprawdzili ten pokój, który według brodacza zajmowała jakaś babka. Był
pusty.
- Dobrze, że zapłaciła z góry - mruknął brodacz.
Obejrzałem framugę okna, parapet, łóżko. Spod łóżka wyciągnąłem mały bloczek
przywiązany na krótkiej lince do nogi dużego łoża.
- Uciekli po linie - oceniłem. - Na parapecie znajdziecie ślady przetarcia liną.
- Czemu uciekła, przecież zapłaciła? - dumał brodacz.
- Właśnie, jaki to ma sens? - żachnął się dowódca patrolu.
- Bo ta babka nie była sama, musiała jakoś wyprowadzić stąd włamywacza -
tłumaczyłem.
Zastanawiało ich zachowanie tajemniczej mieszkanki pokoju, ale chyba wobec braku
śladów włamania uznali, że lepiej mieć spokojną noc, niż zawracać sobie głowę wymysłami
jakiegoś szaleńca.
- Idz już lepiej spać - poradził mi brodacz.
- Dobranoc panu - mruknął dowódca patrolu.
Pobiegłem do obozu, wbiegłem do swojego wozu. Mój telefon komórkowy leżał na
łóżku. Byłem pewny, że wziąłem go ze sobą. Przypomniałem sobie coś. Wyjrzałem przez
okno. Nigdzie nie było widać wartownika. Wyszedłem i wtedy napotkałem Pedra, Auco i
Chudego.
- Gdzie byłeś? - Pedro trzymał w ręku krótką pałkę.
- W mieście - odpowiedziałem.
- Kiedy tam poszedłeś?
- Po swojej warcie.
- Czemu uderzyłeś Sevro?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zrozumiałem, co oznaczało zniknięcie
Brazylijczyka w namiocie. To ma go obezwładnił.
- Czy tylko mnie nie było w obozie? - zapytałem.
- Nie kręć, obudziłem się i zdziwiłem, że mnie jeszcze nie obudzono na wartę -
opowiadał Chudy. - Wstałem, poszukałem Sevro i go znalazłem. Ty go tak walnąłeś?! Co ci
zrobił? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • domowewypieki.keep.pl